[Bliski Punkt Widzenia] Jakich błędów unikać przy pomaganiu?
Watek ewolucji pomocy humanitarnej w kontekście zmieniających się potrzeb, poruszałem kilka miesięcy temu w artykule: „Czy nasza pomoc w Iraku jest nadal potrzebna?” Warto jednak rozwinąć go o kilka ważnych kwestii, o których mówi się zbyt mało.
We wspomnianym artykule opisywałem różnicę pomiędzy pomocą humanitarną, rozwojową, a odbudową pokonfliktową. Mogą się one łączyć w całość działań pomocowych, ale zazwyczaj występują w innych miejscach na osi czasu. Skąd jednak wiadomo, że nastąpił etap, w którym trzeba zmienić zakres udzielanego wsparcia? Nie jest to możliwe bez bycia w stałym kontakcie z ludźmi, do których jest ono kierowane oraz przede wszystkim dobrego rozeznania w sytuacji, w jakiej obecnie się znajdują. Niewłaściwie prowadzona pomoc humanitarna może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. I o takich kilku pułapkach chciałbym dziś napisać.
Chyba każdy zgodzi się, że w akcjach pomocowych, które są odpowiedzią na kryzys w postaci wybuchu wojny, wystąpienia kataklizmu czy klęski żywiołowej liczy się szybkość działania. Zapewnienie żywności, wody, odzieży, schronienia czy leków jest priorytetem, w sytuacji, gdy życie ludzkie jest zagrożone. Często w takich chwilach panuje chaos i musi minąć trochę czasu, zanim te działania będą bardziej skoordynowane. Nie ma tu większego znaczenia czy kraj, który mierzy się z tragedią jest bogaty, czy biedny. Chyba każdy słyszał o polskich strażakach oraz ratownikach, którzy pomagali przy usuwaniu skutków pożarów, trzęsień ziemi czy powodzi w krajach takich, jak Szwecja, Grecja czy Francja. Są to kraje dobrze rozwinięte, ale nawet one potrzebują czasem wsparcia w nagłych przypadkach. Takie działania też można nazwać pomocą humanitarną.
Najważniejszą zasadą jest nie przeszkadzać w rozwoju
Chyba najczęściej popełnianym błędem organizacji humanitarnych jest uzależnianie krajów i ich obywateli od pomocy. Po tej pierwszej fali wsparcia, która najczęściej jest dostarczana z zagranicy, powinno się, jak najszybciej rozruszać lokalną gospodarkę. Dalsze przywożenie pomocy materialnej mija się z celem, bo po pierwsze są to ogromne koszty, a po drugie takie działanie spowalnia produkcję w kraju, który ucierpiał. Miejscowy rolnik, krawiec, czy sprzedawca nie jest w stanie konkurować z darmowymi produktami, które zalewają rynek. Nawet jeśli jest człowiekiem przedsiębiorczym, to i tak finalnie sam może się stać beneficjentem takiej pomocy. Oczywiście są wyjątki, kiedy np. potrzebne towary są niedostępne na miejscu lub są bardzo słabej jakości.
Kolejna kwestia to wyuczona bezradność. Ludzie, którzy przez lata otrzymują dary i wsparcie finansowe, tracą zmysł do przedsiębiorczości. Zaczynają obawiać się, że podejmując pracę czy otwierając własną działalność, stracą możliwość dalszego otrzymywania pomocy. Boją się, że w przypadku kiedy powinie im się noga, pozostaną z niczym.
Po kilku latach coraz trudniej też wyjść z marazmu i wspiąć się szczebel wyżej w drabinie ekonomicznej. Człowiek traci poczucie własnej wartości. Dla niektórych sama myśl, że pomoc kiedyś się skończy, może doprowadzić do paraliżującego lęku. Zamiast tego trzeba dać ludziom impuls do samostanowienia i rozwoju. Muszą wiedzieć, że to na nich spoczywa odpowiedzialność za własny los. Rolą organizacji pozarządowych powinno być jedynie podanie człowiekowi dłoni, aby mógł wstać i pójść w swoją stronę. Im mniej ingerujemy w ich życie, tym lepiej dla nich samych.
Podzielmy się 50/50
Inną kwestią, o której mówi się niewiele lub nie mówi się wcale jest korupcja. Tam, gdzie pojawiają się pieniądze jest tez wielu chętnych, aby uszczknąć coś dla siebie. Na początku naszej działalności w Iraku zostaliśmy zaproszeni na rozmowę z przedstawicielami dużej, lokalnej organizacji, która tytułowała się mianem pozarządowej. Było jednak oczywiste, że była ona powiązana z władzami, co zresztą wcześniej zbadaliśmy. Zaproponowali oni nam współpracę, która polegać miała na tym, że my wysyłamy im pieniądze, a oni w zamian dostarczą materiały, zdjęcia, rachunki i pełną dokumentację dotyczącą pomocy humanitarnej. Mieli nawet katalog, z którego mogliśmy wybrać, komu chcielibyśmy pomagać. Była to nasza ostatnia rozmowa, bo grzecznie powiedzieliśmy, że damy znać i już więcej nasze drogi się nie skrzyżowały. Naszym atutem jest to, że jesteśmy niewielką fundacją i łatwo nam było ominąć taką drogę. Czasem takie wskazanie z kim należy współpracować, a kogo omijać, wiąże się z wyborem łatwiejszej lub trudniejszej ścieżki działania. Łatwiej oczywiście, jeśli zgadza się na współpracę. Nikt wtedy nie robi pod górkę. My jednak wybraliśmy świadomie schody. Nie umieliśmy zaakceptować, że pieniądze, które z takim trudem zbieramy, miałby trafić w niewłaściwe ręce.
Jaka więc pomagać, aby nie zaszkodzić?
Pieniądze trzeba wydawać z głową. Pomaganie to nie tylko odruch serca i poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. To również ogromna odpowiedzialność. Każde działanie przynosi, jakiś skutek. Darmowa pomoc medyczna bez jednoczesnego wsparcia w kształceniu kadry przyszłych lekarzy doprowadzi do tego, że ochrona zdrowia w danym kraju będzie zawsze na gorszym poziomie. Przywożenie darów i rozdawanie ich za darmo sprawi, że po jakimś czasie zaniknie w ludziach przedsiębiorczość. Duże projekty muszą być robione we współpracy z zaufanymi organizacjami, aby uniknąć ryzyka korupcji. Do tego trzeba stale monitorować ich działania i brutalnie mówiąc, patrzeć na ręce. Niestety często wśród organizacji humanitarnych panuje przekonanie, że skuteczność liczy się miarą wydanych pieniędzy. Dużo wysiłku kosztuje dogłębne rozeznanie się w sytuacji i pomaganie tym, którzy faktycznie tej pomocy potrzebują. Uniknięcie błędów jest trudne i nie zawsze się udaje. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy chcemy pomagać sobie i poczuć się lepiej, bo pomogliśmy, czy faktycznie stawiamy dobro potrzebujących na pierwszym miejscu.
Autor: Dawid Czyż