[Bliski Punkt Widzenia] Jezydzi. Mniejszość etniczna czy naród?
Nasze działania w dużej mierze kierujemy w stronę Jezydów. Są oni społecznością, na której ISIS dokonało ludobójstwa w sierpniu 2014 roku. Pora jednak opowiedzieć o nich odrobinę więcej. Kim są Jezydzi? Co skrywa ich tajemnicza religia i dlaczego padli ofiarą ludobójstwa?
Ten tekst nie jest opracowaniem naukowym. Jest felietonem z serii Bliski Punkt Widzenia, którego celem jest omówienie pewnych zagadnień i tematów, związanych z naszą działalnością. Jest też autorskim spojrzeniem na poruszane w nim sprawy.
Kim są Jezydzi?
Mógłbym napisać encyklopedyczną definicję o tym, że jezydyzm jest monoteistyczną religią, utworzoną w XII wieku przez szajha Adiego. Że powstał z nałożenia się szyizmu i zaratusztrianizmu (stara irańska religia), a centralną postaci jezydzkich wierzeń jest upadły anioł, który został strącony do piekła, za odmowę pokłonienia się człowiekowi. Tam ugasił ogień własnymi łzami, przez co odpokutował za grzechy i jako Anioł – Paw (Malak Tawus), sprawuje władze nad światem. Tyle że takie przedstawienie sprawy, byłoby ogromnym błędem. Błędem, który doprowadził do tego, że Jezydzi wielokrotnie padali ofiarą prześladowań ze strony muzułmanów. Byli bowiem postrzegani, jako czciciele diabła, co było idealnym pretekstem, aby bezkarnie ich mordować. Wielu badaczy, którzy opisywali jezydyzm, opierało się na dosłownym tłumaczeniu ich wierzeń, co tylko pogłębiało całą tę tajemniczość. Powyższa historia o zbuntowanym aniele jest tylko legendą. Wielu Jezydów jej wręcz zaprzecza. Kim, więc są Jezydzi?
Myślę, że najlepiej zacząć od tego, skąd się wzięli na terenie Iraku. Tu jednak następuje pewien mały problem, bo według Jezydów, są oni na tej ziemi od zawsze. Nie przywędrowali tu z odległych krain, ale stanowią rdzenną ludność całego Bliskiego Wschodu. Ślepy zaułek, więc trzeba zawrócić i podjąć temat z innej strony. Może warto ustalić, czy Jezydzi są wyznawcami konkretnej religii, grupą etniczną, czy już narodem?
Jezydyzm jest religią, natomiast sami Jezydzi, nie ograniczają się jedynie do bycia jego wyznawcami. Tę kwestię należy rozważyć też leksykalnie. Jeśli mamy na myśli wyznawców religii, to wtedy piszemy o jezydach, czyli rozpoczynamy małą literą. Mówiąc o grupie etnicznej lub narodzie, powinno być Jezydzi, czyli pisane wielką literą. Dalej musimy skupić się na różnicy pomiędzy grupą etniczną a narodem. W obu przypadkach, według definicji, mamy do czynienia z grupą ludzi, która posiada wspólne dziedzictwo kulturowe, język, tradycję, wierzenia, aż po ubiór, kuchnię czy nawet cechy wyglądu fizycznego. Posiadanie własnego państwa nie jest zarezerwowane wyłącznie dla narodu. Może być naród bez państwa. Musi on jednak mieć aspiracje do jego utworzenia. Jezydzi poniekąd ją mają. Mają własną flagę, a nawet stworzyli rząd. Nie jest on, co prawda uznawany, ale nie od razu Rzym zbudowano. Ja sam jestem zwolennikiem mówienia o Jezydach, jako o narodzie. Choćby dlatego, aby nie mylić ich z Kurdami. Wielu, jeśli nie większość tworzących opracowania na temat Jezydów, pisze wprost, że Jezydzi są Kurdami. Jeśli napotkacie gdzieś na takie sformułowanie, to w dalszej części tego tekstu, postaram się Wam udowodnić, że tak nie jest.
Jezydzi. Fakty i mity
Chyba każdy lubi zestawienie faktów i mitów na jakiś temat. Zróbmy, wiec taką formę i tutaj. Zacznę od mitów, bo tych narosło wiele i wypada je zdementować. Po pierwsze „czciciele diabła lub Szatana”. Ta fraza pojawia się w praktycznie każdym opracowaniu o Jezydach i ma chyba zawsze na celu przyciągnięcie uwagi czytelników. Owiana tajemnicą grupa, zamieszkująca Bliski Wschód, która pali ogień, podczas mistycznych obrzędów w swojej świątyni w kształcie trójkąta. Ile razy już te brednie czytałem. Zacznę od tego, skąd wzięło się przeświadczenie o czczeniu diabła. Jedno z imion, a ma ich kilka, upadłego anioła, który sprzeciwił się woli Boga, brzmi Shaytan. Podobieństwo do arabskiego shaitan, czy wręcz Szatana, wydawało się oczywiste. Na tyle oczywiste, że można już było ostrzyć miecz, aby przygotować się do mordowania Jezydów. Tylko że język arabski i język jezydzki (tudzież kurdyjski, bo Jezydzi posługują się jego odmianą), to dwie różne grupy językowe. Język kurdyjski jest pochodzenia indoeuropejskiego, o czym jeszcze napiszę pewną ciekawostkę. Z tego jednego słowa zrobiło się ogromne nieporozumienie, a brak chęci zagłębienia się w temat, doprowadził do powstania mitu. Tu jeszcze dodam, że faktycznie Jezydzi palą ogień w swoich świątyniach. Używają do tego np. oleju lub wosku. Wygląda to identycznie, jak… palenie zniczy we Wszystkich Świętych. Faktycznie jest w tym, coś niepokojącego.
Zdjęcie: Andrea DiCenzo
Kolejny mit to wiara w Anioła – Pawia, zwanego Malak Tawus. Tu przyznam, że jestem jeszcze na etapie łączenia faktów i zbyt wcześnie na jakieś wnioski, ale na pewno paw, nie ma statusu bożka, czy idola u Jezydów. Nie jest obiektem modłów i choć jego podobizna, zdobi wiele domów, to status bóstwa jest dosyć wątpliwy. Nie widziałem, aby ktoś zatrzymywał się przed wizerunkiem pawia, odprawiał, jakieś modły, albo choć popatrzył w jego stronę, gdy taki znajdował się gdzieś w przestrzeni publicznej. Mogę jedynie podejrzewać, że kiedyś w przeszłości, jakiś myśliciel lub mędrzec z Indii zawitał do jezydzkiej ziemi (lub odwrotnie), a symbol pawia razem z nim. Ciekawa jest natomiast kwestia jego imienia – Malak Tawus. Można je przetłumaczyć, jako „promień od Boga” lub „siła pochodząca od Boga”. W chrześcijaństwie mówimy czasem o mocy Bożej lub darach, które uosabiamy z Duchem Świętym. To jest bardzo intrygująca kwestia, bo tak jezydyzm, jak i chrześcijaństwo, mają wiele odniesień do symboli, które nie mówią nic wprost. Można to tłumaczyć tym, że człowiek przez tysiąclecia starał się zrozumieć istotę boską, nadając jej wygląd rzeczy, które miał w swoim otoczeniu. Jak można było wytłumaczyć drugiemu człowiekowi, kim jest Bóg? Najłatwiej było wskazać na słońce, które daje światło i rozdziela mrok. Słońce było dobre, bo dzień jest jasny i można w spokoju pracować. W przeciwieństwie do nocy, która jest ciemna i skrywa niebezpieczeństwo w postaci dzikich zwierząt, czy ryzyka zabłądzenia na szlaku. Tu jednak wchodzę już w rozważania teologiczne, ale mogliście zauważyć, że zmierzam do tego, że nie jest wcale tak daleko chrześcijaństwu do jezydyzmu. Przecież wszystko zaczęło się tam, na Bliskim Wschodzie. Jezydzi swoje podania i tradycje przekazują ustnie. Jeśli bawiliście się w dzieciństwie w „głuchy telefon”, to wiecie, jaki przekaz potrafił dotrzeć do osoby na końcu. A tu mamy do czynienia z setkami tysięcy ludzi na przestrzeni dziesiątek tysięcy lat. Najłatwiej zapamiętywać konkretną historię, zastępując zdarzenie czy osobę, czymś, co występuje wokół nas, w naturze. Dlatego o Jezydach mówi się czasem, że są czcicielami natury (czasami dla odmiany, mówi się o nich coś pozytywnego).
No dobrze. To teraz pora na fakty. Jezydzi nie są Kurdami. Kurdowie zaś, to nie Arabowie. Tu się można mocno pogubić, wiec skupię się wyłącznie na Jezydach. W starożytnej Mezopotamii, czyli Międzyrzeczu spotykały się różne plemiona, które tworzyły imperia. Byli Sumerowie, Babilończycy, Asyryjczycy, Chaldejczycy i wielu innych. Pochodzili z różnych krain, z których przynosili własne tradycje i obyczaje. Wielokrotnie walczyli ze sobą o ziemię, na której tworzyli własną cywilizację. Pochodzenie Jezydów nie jest znane. Mówi się, że są potomkami Sumerów, albo chociaż stanowili część ich imperium. Możliwe też, że byli na tych terenach na długo przed ich nadejściem, a kolejne rosnące i upadające cywilizacje obserwowali z oddali, nie łącząc się w ich strukturę. Na pewno czerpali z każdej z nich, choć kosztem utraty własnej ziemi. Jezydów można dziś spotkać chociażby w Armenii, Turcji, Rosji czy Gruzji. Świadczyłoby to o tym, że zajmowali kiedyś znaczne tereny, ale zostali oddzieleni od siebie i stworzyli osobne enklawy. Przypisywanie ich do Kurdów, ma dziś wymiar bardzo polityczny. Kurdowie mają swoją autonomię w Iraku, ale stanowią też sporą grupą w Turcji i Syrii. Nie są jednak jedną, zwartą siłą i nie są największym narodem bez państwa, jak niektórzy starają się ich określać. Iraccy Kurdowie nie są przychylni tym tureckim. Na pewno nie ma u nich dążenia do jedności narodowej. Dlatego syryjscy Kurdowie, jak i iraccy, chcą mieć Jezydów po swoje stronie, aby podnieść statystyki liczebności. Dlatego też na rdzennych terenach Jezydów, czyli w Sindżarze, są teraz obecne wszystkie frakcje, począwszy od irackiej policji, przez wojsko, kurdyjskich Peshmergów (wojsko związane z autonomicznym Regionem Kurdystanu), ale też syryjskie oraz tureckie jednostki, określające się, jako Kurdowie. Istny kocioł, w którego centrum są właśnie Jezydzi.
Sindżar
Tu muszę jeszcze uzupełnić informację o krótki opis rdzennych ziem Jezydów. Będzie to dobry wstęp do kolejnych akapitów. Sindżar leży na granicy iracko – syryjskiej, niedaleko Turcji. Jego centralnym punktem jest Góra Sindżar, czy też pasmo górskie, rozciągające się na szerokości około 100 kilometrów. Szczyt góry zwieńczony jest gigantycznym płaskowyżem, usianym krętymi drogami. Ludzie mieszkają głównie w miasteczkach i wsiach leżących na południu oraz północy góry. Część z nich, zamieszkuje też małe wioski, które znajdują się w centralnym punkcie regionu. Największym ośrodkiem urbanistycznym jest miasto Sindżar, które przed atakiem ISIS liczyło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Ludność trudni się głównie rolnictwem i pasterstwem.
Mała ciekawostka: od II do IV wieku n.e. stacjonował w Sindżarze jeden z legionów rzymskich – Legio I Parthica.
Seyfo, znaczy miecz
W XVI i XVII wieku region Mezopotamii był areną walk między Imperium Osmańskim a Persją. Ostatecznie północny Irak dostał się w ręce Turków i pozostał w nich aż do XX wieku. W okresie I Wojny Światowej Imperium Osmańskie rozpoczęło czystkę etniczną, której celem stali się głównie Asyryjczycy i Ormianie, zamieszkujący jego tereny. Ludobójstwo Asyryjczyków znane jest w historii, jako Seyfo, co oznacza miecz (lub czas miecza). Szacuje się, że zamordowanych zostało nawet kilkaset tysięcy Asyryjczyków. Jednocześnie doszło do ludobójstwa Ormian i Greków. W tych masakrach życie straciło nawet 2 miliony ludzi. Państwa europejskie zajęte Wielką Wojną, nie zareagowały.
Mordy miały miejsce w miasteczkach i wioskach. Tysiące ludzi zostało zapędzonych do marszów śmierci w kierunku Pustyni Syryjskiej. Szlak przebiegał m.in. przez Sindżar. Jezydzi nie chcąc biernie patrzeć na tę ohydną rzeź, ruszyli na pomoc. Atakowali konwoje i odbijali jeńców. Mówi się, że uratowali nawet 20 tysięcy osób. Później dali im ziemię pod uprawę, wybudowali szpital i przyjęli, jak swoich. W sierpniu 2014 roku potomkowi ocalałych z tamtej masakry uciekali przed ISIS razem z Jezydami.
3/8/14 Ludobójstwo Jezydów
W czasach rządów Saddama Husajna na tereny wokół Sindżaru zostali przesiedleni Arabowie (tzw. arabizacja). Mieli oni z czasem wyprzeć Jezydów z ich ziemi. Jest to ważne w kontekście wydarzeń, które miały miejsce w 2014 roku.
Nad ranem 3 sierpnia 2014 roku Sindżar został otoczony przez ISIS. Twór nazywany Państwem Islamskim lub z angielskiego Islamic State, powstał kilka lat wcześniej, jednak dopiero na przełomie 2013 i 2014 roku urósł w siłę na tyle, aby rozpocząć ekspansję terytorialną. Terroryści okrążyli miejscowości po południowej stronie Góry. Napisałem to słowo wielką literą, ponieważ dla Jezydów ma ona znaczenie bardzo symboliczne, o czym za chwilę. Oddzielali mężczyzn od kobiet, dzielili starsze kobiety od młodszych oraz dzieci od niemowląt. Tych, których nie potrzebowali, mordowali na miejscu. Młode kobiety, dziewczynki oraz chłopców, wsadzali na ciężarówki i wywozili. Czasem do Syrii, której sporą część już opanowali lub do innych miejscowości na terenie Iraku. Tam kobiety i dziewczynki miały stać się ich niewolnicami seksualnymi. Chłopców kierowano do obozów szkoleniowych, gdzie po długotrwałej indoktrynacji przez tortury, bicie i zmuszanie do nauki Koranu, stawali się materiałem na zamachowców – samobójców. Wyprane z woli i uczuć, maszyny, idące na śmierć bez mrugnięcia okiem. Taki los spotkał kilkanaście tysięcy kobiet i dzieci, które dostały się w ręce ISIS. Do dziś do domu nie wróciło około 3000 z nich.
W masakrze w Koczo terroryści zamordowali wszystkich mężczyzn z wioski, a kobiety i dzieci uprowadzili. Wcześniej przetrzymywali ich przez 12 dni w lokalnej szkole. Chcieli ich zmusić do przejścia na Islam, jednak wszyscy odmówili.
Wspomniałem o roli arabizacji przeprowadzonej jeszcze za czasów Saddama. Pierwszymi, którzy podnieśli broń na Jezydów, byli właśnie ich arabscy sąsiedzi. Zazdrość i nienawiść eksplodowały. Arabowie zazdrościli Jezydom posiadanej ziemi. Dodatkowym czynnikiem było ISIS, które podburzało ich do mordowania sąsiadów w imię zasad Koranu.
Setki tysięcy Jezydów rzuciło się do ucieczki w góry. Wierzyli, że wspomniana Góra ich ochroni. Nie miało to podłoża religijnego, ale w takich chwilach, szuka się jakiejś nadziei. Młodzi ludzie nieśli starszych na plecach. Matki niosły dzieci. Niejednokrotnie starsze rodzeństwo niosło młodsze. Bez wody, jedzenia, w upale sięgającym 50 stopni w cieniu, maszerowali kamienistym zboczem na szczyt. Góry Sindżar nie przypominają naszych Gór Świętokrzyskich czy Beskidów. Choć są dosyć niskie, to nie ma tam wielu drzew, pod którymi można się osłonić. Jest otwarta przestrzeń, na której słońce smaży, jak na patelni. Młodsi i silniejsi często wracali się w poszukiwaniu jedzenia i wody. Wielu mężczyzn chwyciło za broń, aby walczyć z najeźdźcą. Nie mieli jednak wsparcia artyleryjskiego, ani nawet dostatecznej ilości amunicji. Ginęli, kupując czas tym najsłabszym.
Los kobiet i dziewczynek w niewoli trudno nawet opisać. Były wystawiane na targach niewolników, gdzie każdy mógł je wylicytować. Najwyższą cenę miały najmłodsze dziewczynki. „Cena za dziewicę” mogła wynosić nawet kilkanaście tysięcy dolarów. Przed tym odrażającym spektaklem, kazano im się malować, aby ładnie wyglądały. Zostały pozbawione godności, czci i złamane psychicznie. W domach, do których zostały sprzedane, miały status niższy, niż zwierzę. W czasie, kiedy ich nabywca był w domu, taka dziewczyna była wielokrotnie gwałcona. Gdy wyjeżdżał, pastwiły się nad nią jego żony. W Islamie istnieje wielożeństwo, a Jezydki były brankami. Ich życie było warte tyle, ile pieniądze, które za nie zapłacono. Były tylko przedmiotem i tak je traktowano.
Przesiedleńcy
Podczas forsownego marszu na szczyt Góry Sindżar wielu zmarło z odwodnienia i wycieńczenia. Zbocze, po którym wdrapywali się ludzie, było ostrzeliwane przez ISIS z moździerzy. Ranni nie mieli szansy na pomoc medyczną. Wykrwawiali się na miejscu. Tych, którzy dotarli do celu, czekała jeszcze droga w kierunku Syrii. Dopiero tam była chwila wytchnienia. Z pomocą syryjskich Kurdów, zostali przetransportowani na teren irackiego Kurdystanu. Część osób została też zabrana śmigłowcami z płaskowyżu na szczycie. Wielu jednak na nim pozostało. Choć trudno w to uwierzyć, to na płaskowyżu utworzyli oni nieformalny obóz dla przesiedleńców – Sardashty (dosł. płaskowyż na szczycie góry). Tysiące rodzin mieszka w nim do dziś.
W irackim Kurdystanie naprędce zostały dla nich utworzone obozy dla przesiedleńców (ang. IDP – Internally Displaced Person). Namioty dostarczało ONZ. Ich pierwsza wersja miała jednak pewien feler. Cały namiot potrafił spłonąć w 40 sekund. Takie wyliczenia zrobił jeden z Jezydów, który brał udział w relokacji uciekinierów do poszczególnych obozowisk. Potem to poprawiono. Teraz palą się w 2 minuty.
Sytuacja miała być rozwiązana w ciągu kilku tygodni. ISIS miało zostać wyparte z Sindżaru, a ludzie mieli wrócić do domów, najszybciej, jak to możliwe. Nic takiego się jednak nie stało. Choć Sindżar zostały odbity rok później, to walki trwały tam jeszcze przez wiele miesięcy. Terroryści zniszczyli wszystkie miasta, miasteczka i wsie, które dostały się w ich ręce. Rabowali to, co miało jakąkolwiek wartość. Sklepy i domy wysadzali w powietrze lub podpalali. Cały region obrócili w ruinę.
W tekście mogliście zauważyć, że używam terminu „przesiedleńcy”, a nie „uchodźcy”. Właściwe nazewnictwo jest zależne od miejsca, do którego uciekli ludzie z danego terenu. Definicja przesiedleńcy podaje, że są to ludzie, którzy znaleźli bezpieczne schronienie w regionie, w którym nie toczą się działania wojenne, ale w obrębie tego samego kraju. W odróżnieniu od uchodźców, którzy uciekli do sąsiedniego, bezpiecznego kraju. Jezydzi w irackim Kurdystanie są, więc przesiedleńcami. Do dziś tysiące rodzin mieszka w namiotach lub prowizorycznych schronieniach, które stanowią namiastkę ich domu. Minęło 7 lat, a oni nadal nie mają do czego wracać. Owszem, są i tacy, którzy do Sindżaru wrócili, ale głównie dlatego, że mieli dosyć życia w obozach. Te z kolei dzielą się na formalne lub też oficjalne oraz dzikie – nieoficjalne. Różnica jest taka, że w momencie, kiedy były tworzone, ilość miejsc była ograniczona. Zdarzało się, że ludzie nie znaleźli w nich schronienia i osiedlili się na polach, tuż obok. Mieszkają tak nadal, a dzikie obozowiska jeszcze się rozrastają.
Czy można im pomóc?
Tu dochodzimy do miejsca, w którym życie ludzkie miesza się z polityką i pieniędzmi. Wiadomo, że wtedy są same problemy. Pomoc dla mieszkańców obozów zmalała w ostatnich latach. W 2015, 2016 czy 2017 roku, wiele dużych światowych organizacji miało fundusze rządowe na pomoc w Iraku. Teraz jednak się one skończyły. Nie ma kasy, nie ma pomocy. Oczywiście są mniejsze organizacje, które nadal pomagają, ale jest to kropla w morzu potrzeb. W samych obozach mieszka jakieś 100 tysięcy ludzi. Oczywiście nie wszyscy potrzebują pomocy. Są i tacy, którzy mieszkają w obozach, bo liczą na zewnętrzne wsparcie. Nie chcą robić nic ze swoim życiem, aby je polepszyć. Takich osób jest jednak garstka, a większość marzy o powrocie do Sindżaru i rozpoczęciu życia na nowo. Jak jednak wracać, gdy nie ma możliwości posłania dzieci do szkoły, bo ta nadal nie została odbudowana? Jak zamieszkać w domu, w którym nie ma dachu, drzwi i okien? Jak znaleźć pracę, kiedy mało, który zakład funkcjonuje? Potrzebne jest rozwiązanie systemowe z dużym zaangażowaniem irackiego rządu. A ten robi niewiele. W zasadzie tylko tyle, aby nikt nie zarzucił mu całkowitej bierności. Jezydzi są traktowani w Iraku, jak obywatele trzeciej kategorii. Mają problem z dostaniem się na uczelnię, choć od lat Jezydzcy studenci przodują we wszelkich rankingach. Nikt nie chce ich zatrudnić na lepszych stanowiskach, choć są wyjątkowo pracowici i uczciwi. Są mniejszością etniczną, a to nigdy nie da im pełni praw takich, jak ma dominująca większość. Prześladowania i ludobójstwa, których ofiarą padali przez wieki, to nie przypadek.
Co możemy dla nich zrobić? Jak pomóc? Czy pomoc w ogóle ma sens?
Oczywiście, że ma i możemy im pomóc. Przede wszystkim musimy mówić o tym, co ich spotkało. Przestać stawiać ich w roli ofiar, a docenić, jako ludzi. Wielu z Was śledzi nasze poczynania od jakiegoś czasu. Poznaliście wielu Jezydów, którzy przewijali się przez nasze relacje. Widzicie, że nie różnią się tak bardzo od nas. Ba, nawet niektórzy są podobni fizycznie. Znam takich, co mają zielone oczy, rude lub blond włosy i podobne do naszych rysy twarzy. Gdzieś tam wcześniej pisałem, że posługują się językiem pochodzenia indoeuropejskiego. Czy wiecie, że cyfra „pięć” to w ich języku „pendż” a „sześć” to „szesz”. Baran jest baranem a fasola fasoliją. Ot taka mała ciekawostka lingwistyczna.
Jezydzi są ludźmi otwartymi, kochają piłkę nożną, lubią spotkać się w gronie przyjaciół. Czasem się pokłócą. Przede wszystkim są ludźmi, których życie warte jest więcej niż pieniądze. Pomagając im tu i teraz, nie patrzmy, jaka będzie ich przyszłość. Możemy jedynie pomóc im się podnieść. Nie wszystkim, ale tym kilku wybranym rodzinom. Może oni pociągną innych do lepszej przyszłości. Skupmy się na jednym człowieku, żeby krok po kroku ocalić pozostałych.
Autor: Dawid Czyż