Czasem trzeba pomóc tysiącom ludzi, czasem jednej osobie
Wróciliśmy już do domu i do razu wzięliśmy się do dalszej pracy. Czas zająć się rozliczeniem projektów oraz przygotowaniem kolejnych działań.
W poprzednim artykule opisywałem rozmowy, jakie przeprowadziłem z rodzinami, które otrzymały od nas zwierzęta hodowlane. Nie były one łatwe. Spora część tych osób to samotne kobiety z dziećmi, których mężowie zostali zamordowani przez ISIS lub ich los jest nieznany. Wiele z nich przetrwało niewolę w rękach terrorystów.
Praktycznie wszyscy pragną wrócić do rodzinnego Sindżaru, ale na razie co jest to dla nich niewykonalne. Region wciąż nie jest bezpieczny. Ogromne tereny nadal są zaminowane, a podstawowa infrastruktura wymaga odbudowy. Wnioski po przeprowadzeniu tych rozmów są jednak optymistyczne, o tyle, o ile można szukać optymizmu w takiej sytuacji.
Czasem trzeba pomóc tysiącom ludzi.
Na początku grudnia do Iraku pojechałem sam (dla niewtajemniczonych – pierwszoosobowym narratorem wszelkich wpisów na tej stronie oraz w mediach społecznościowych jestem ja, czyli Dawid Czyż). Po kilku dniach na miejscu pojawił się Bartek oraz Andrzej Rzepecki.
O zwierzakach, jak potocznie nazywamy projekt budowy zagród i zaopatrywania rodzin w zwierzęta hodowlane, pisałem ostatnio dosyć sporo. W tym oraz zeszłym roku udało nam się wesprzeć w takiej formie 260 rodzin w Khanke, Sindżarze, Bashice oraz Karnjook. Jest to z pewnością nasze największe osiągnięcie pod względem skali pomocy.
Budowie 65 domów w Sindżarze również poświęciłem osobny artykuł. Obecnie wszystkie domy są już gotowe. Pozostaje podłączenie prądu oraz wstawienie okien i drzwi. Wszystkie prace będą zakończone w ciągu kilku najbliższych dni.
Rzeczy nieprzewidziane.
Wróćmy jednak do naszego wyjazdu. Moje główne zadanie wykonałem przed przyjazdem Bartka i Andrzeja. Później mogłem się zająć dokumentowanie naszego wyjazdu. Po ich przyjeździe kolejnym celem było rozliczenie projektu z lokalnymi fundacjami, których rękami wykonywaliśmy wszystkie prace. W działaniach brało udział: SCO – Shengal Charity Organization, Gilgamesh Organization for Development and Relief oraz Ourbridge. Dwie pierwsze zaangażowane były w budowę domów, zaopatrywanie rodzin w zwierzęta oraz zakup sprzętu medycznego. To z nimi zrobiliśmy odprawę i omówiliśmy wszelkie kwestie oraz plany na przyszły rok. Współpracujemy razem od 2 lat i oprócz wspólnych działań łączą nas relacje wręcz przyjacielskie. Gościmy w ich domach, śpimy u nich na podłodze i dzięki ich pomocy docieramy do potrzebujących.
Następnego dnia pojechaliśmy do sklepu i kupiliśmy kilka rolek wykładziny oraz pianki izolacyjnej. Wraz z wcześniejszym zakupem będzie to podstawowe zabezpieczenie przed zimą.
Małomiasteczkowe sprawy.
Spotkań oraz miejsc, do których pojechaliśmy, było znacznie więcej. Oprócz wyżej wymienionych warto wspomnieć jeszcze jedno. Karnjook to mała wioska w Równinie Niniwy. Mieszka tam 70 rodzin. Są to rolnicy, którzy utrzymują się z pracy własnych rąk. Nie ma tutaj nawet sklepu spożywczego. Miejsce zapomniane przez wszystkich, żyjące własnym, spokojnym życiem. Nie jest jednak tak sielankowo, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. W wiosce jest tylko jedenaścioro dzieci. Mieszkańcy mieli problem z utrzymaniem swoich rodzin. Wybudowaliśmy im kilkanaście zagród i kupiliśmy owce, kozy i kury. Włodarzem wioski jest doświadczony pasterz, który pomoże miejscowym w hodowli zwierząt. Mogę chyba śmiało powiedzieć, że w ten sposób pomogliśmy całej społeczności wioski Karnjook.
Czasem trzeba pomóc jednej osobie.
Zanim wyjechaliśmy z Khanke, otrzymałem bardzo zaszczytne zaproszenie. Dla Jazydów był to czas trzydniowego postu, podczas którego żony żegnają swoich mężów i spędzają te kilka dni z rodzicami i rodzeństwem. Shamoo, którego poznaliście przy okazji jednego z odcinków „Z wody w piach”, ma to szczęście, że rodzina jego żony mieszka w tej samej miejscowości. Odwiedzając swoją wybrankę oraz ich roczną córeczkę zabrał mnie ze sobą. Miałem więc rzadką okazję uczestniczyć w ich święcie. Tak na marginesie, kilka dni wcześniej zostałem zaproszony na jazydzkie wesele. Było całkiem inne niż tradycyjna ceremonia. Wszystko odbyło się w kameralnej atmosferze i było dalekie od polskiego wesela.
Podczas tej wizyty dowiedziałem się o dziewczynie, która mieszka niedaleko. Ma 20 lat i mieszka sama, co u Jazydów jest niespotykane. W 2007 roku straciła rodziców w drugim najkrwawszym zamachu terrorystycznym po World Trade Center. W miejscowości Til Ezer terroryści wjechali w tłum na targowisku trzema samochodami wyładowanymi materiałami wybuchowymi oraz paliwem. Zginęło ponad 800 osób, a półtora tysiąca zostało rannych. Kilka lat później doszło do ludobójstwa na Jazydach. Dziewczyna przeżyła bardzo głęboką traumę. Do tego jej brat wyjechał za granicę i nie utrzymuje z nią kontaktu. Musi radzić sobie sama. Sąsiedzi oraz znajomi odwiedzają ją i od czasu do czasu kupują jedzenie i ubrania. Zostawiliśmy dla niej 250 Euro, aby Shamoo kupił jej najpotrzebniejsze rzeczy. Tyle w tym momencie mogliśmy zrobić.
Z WODY W PIACH odc. 9 - Irak
Pierwszy odcinek serii nakręcony w Iraku. Komu pomogliśmy i jakie są potrzeby przesiedleńców? Co się zmieniło? Jak teraz wygląda sytuacja chrześcijan i Jazydów, którzy padli ofiarami terroryzmu?
Ile lat dzieli dziś od jutra?
Zacznę od celów naszego ostatniego w tym roku przyjazdu do Iraku. Pierwszym z nich, który już w większości, udało się zrealizować, były rozmowy z rodzinami, które otrzymały od nas zwierzęta hodowlane.