fbpx

Czasem trzeba pomóc tysiącom ludzi, czasem jednej osobie

20 grudnia 2019 | Nagłe przypadki, Orla Straż w Iraku, Zwierzęta hodowlane

Wróciliśmy już do domu i do razu wzięliśmy się do dalszej pracy. Czas zająć się rozliczeniem projektów oraz przygotowaniem kolejnych działań.

W poprzednim artykule opisywałem rozmowy, jakie przeprowadziłem z rodzinami, które otrzymały od nas zwierzęta hodowlane. Nie były one łatwe. Spora część tych osób to samotne kobiety z dziećmi, których mężowie zostali zamordowani przez ISIS lub ich los jest nieznany. Wiele z nich przetrwało niewolę w rękach terrorystów.

Praktycznie wszyscy pragną wrócić do rodzinnego Sindżaru, ale na razie co jest to dla nich niewykonalne. Region wciąż nie jest bezpieczny. Ogromne tereny nadal są zaminowane, a podstawowa infrastruktura wymaga odbudowy. Wnioski po przeprowadzeniu tych rozmów są jednak optymistyczne, o tyle, o ile można szukać optymizmu w takiej sytuacji.

Czasem trzeba pomóc tysiącom ludzi.

Na początku grudnia do Iraku pojechałem sam (dla niewtajemniczonych – pierwszoosobowym narratorem wszelkich wpisów na tej stronie oraz w mediach społecznościowych jestem ja, czyli Dawid Czyż). Po kilku dniach na miejscu pojawił się Bartek oraz Andrzej Rzepecki.

Dawid Czyż

Andrzej od kilku miesięcy jest członkiem rady fundacji Orla Straż. Jest też wiceprezesem zarządu fundacji Innovaid, z którą realizuje projekty pomocowe w Ugandzie. Dzięki jego wiedzy i umiejętnościom udało nam się otrzymać dofinansowanie z KPRM na 4 projekty w Iraku. Oprócz zakupu zwierząt hodowlanych dla 180 rodzin wybudowaliśmy również 65 domów w Sindżarze, przez kilka miesięcy wspieraliśmy ośrodek edukacyjny Ourbridge w Khanke oraz kupiliśmy sprzęt medyczny dla centrum onkologicznego w Duhok w Irackim Kurdystanie.

Andrzej Rzepecki i Bartosz Rutkowski

O zwierzakach, jak potocznie nazywamy projekt budowy zagród i zaopatrywania rodzin w zwierzęta hodowlane, pisałem ostatnio dosyć sporo. W tym oraz zeszłym roku udało nam się wesprzeć w takiej formie 260 rodzin w Khanke, Sindżarze, Bashice oraz Karnjook. Jest to z pewnością nasze największe osiągnięcie pod względem skali pomocy.

Budowie 65 domów w Sindżarze również poświęciłem osobny artykuł. Obecnie wszystkie domy są już gotowe. Pozostaje podłączenie prądu oraz wstawienie okien i drzwi. Wszystkie prace będą zakończone w ciągu kilku najbliższych dni.

Trzecim ze wspomnianych projektów, na które uzyskaliśmy dofinansowanie, jest wsparcie ośrodka Ourbridge w Khanke. O tym miejscu pisałem wielokrotnie, więc dla przypomnienia umieszczę jedynie link do wcześniejszych artykułów. Niestety dotacja kończy się wraz z końcem roku, więc od stycznia będziemy finansować ośrodek samodzielnie. Z Waszą pomocą na pewno się uda.
Ostatni projekt to wyposażenie Dziecięcego Centrum Onkologicznego JIN w Duhok w Irackim Kurdystanie. Placówka otrzyma lokalizator żył (iluminator żył, skaner żył), USG, EKG i kardiomonitor. Dzięki temu wielu małych pacjentów nie będzie musiało jeździć do innych ośrodków zdrowia, aby wykonać podstawowe badania. W Centrum JIN leczone są dzieci z okolicznych miejscowości oraz przesiedleńcy. Wszystko w bardzo dobrych warunkach (od teraz w jeszcze lepszych) i pod fachową opieką. Ośrodek odwiedzałem kilkukrotnie. Rozmawiałem z miejscowymi lekarzami, którzy są naprawdę serdecznymi i oddanymi sprawie ludźmi. W momencie, kiedy czytacie ten artykuł, sprzęt powinien być już na miejscu.

Rzeczy nieprzewidziane.

Wróćmy jednak do naszego wyjazdu. Moje główne zadanie wykonałem przed przyjazdem Bartka i Andrzeja. Później mogłem się zająć dokumentowanie naszego wyjazdu. Po ich przyjeździe kolejnym celem było rozliczenie projektu z lokalnymi fundacjami, których rękami wykonywaliśmy wszystkie prace. W działaniach brało udział: SCO – Shengal Charity Organization, Gilgamesh Organization for Development and Relief oraz Ourbridge. Dwie pierwsze zaangażowane były w budowę domów, zaopatrywanie rodzin w zwierzęta oraz zakup sprzętu medycznego. To z nimi zrobiliśmy odprawę i omówiliśmy wszelkie kwestie oraz plany na przyszły rok. Współpracujemy razem od 2 lat i oprócz wspólnych działań łączą nas relacje wręcz przyjacielskie. Gościmy w ich domach, śpimy u nich na podłodze i dzięki ich pomocy docieramy do potrzebujących.

Oczywiście przy każdym wyjeździe zdarzają się rzeczy nieprzewidziane. Podczas rozmów z rodzinami często dowiadujemy się o ich potrzebach i w miarę możliwości staramy się pomóc. Nie zawsze jest to możliwe, ale jeśli tylko pozwalają na to możliwości finansowe, to decyzję podejmujemy natychmiast. Odwiedzając rodziny, którym wybudowaliśmy zagrody, zatopiłem się po kostki w błocie. Padał deszcz, co jest typowe o tej porze roku w Iraku i ziemia wokół namiotów, i schronień dla zwierząt zmieniła się w grzęzawisko. Mieszka tam osiem rodzin, samotnych matek z dziećmi. Dzieci idąc do szkoły toną w błocie. Nakarmienie zwierząt to istna wyprawa. Pojechaliśmy więc do lokalnego składu kamienia i kupiliśmy trzy wywrotki kruszywa, aby usypać drogę. Sąsiedzi kobiet ruszyli z pomocą i już następnego dnia spora część pracy została wykonana.
Zajrzeliśmy też do Obozu Przyjaźni – Havalty Camp. Obecnie mieszka tam osiem rodzin, składających się z kobiet i dzieci, które były w niewoli ISIS. Jest to nieformalne obozowisko, którego nie ma na mapie organizacji humanitarnych. Za każdym razem staramy się je wspierać, bo oprócz sąsiadów, nie mogą liczyć na żadną zewnętrzną pomoc. Otrzymały już od nas zwierzęta hodowlane. Niedawno kupiliśmy im m.in. nowe pokrycia na dachy budynków, w których mieszkają, piecyki do ogrzewania oraz zapas paliwa na zimę. Teraz poprosiły o wykładziny na podłogę. Może to się wydawać prozaiczne, ale betonowa wylewka i ściany z pustaków nie są najlepszym izolatorem. Ogrzewanie małym piecykiem na naftę nie ma większego sensu, jeśli podłoga, na której śpią, jest zimna.

Następnego dnia pojechaliśmy do sklepu i kupiliśmy kilka rolek wykładziny oraz pianki izolacyjnej. Wraz z wcześniejszym zakupem będzie to podstawowe zabezpieczenie przed zimą.

Małomiasteczkowe sprawy.

Spotkań oraz miejsc, do których pojechaliśmy, było znacznie więcej. Oprócz wyżej wymienionych warto wspomnieć jeszcze jedno. Karnjook to mała wioska w Równinie Niniwy. Mieszka tam 70 rodzin. Są to rolnicy, którzy utrzymują się z pracy własnych rąk. Nie ma tutaj nawet sklepu spożywczego. Miejsce zapomniane przez wszystkich, żyjące własnym, spokojnym życiem. Nie jest jednak tak sielankowo, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. W wiosce jest tylko jedenaścioro dzieci. Mieszkańcy mieli problem z utrzymaniem swoich rodzin. Wybudowaliśmy im kilkanaście zagród i kupiliśmy owce, kozy i kury. Włodarzem wioski jest doświadczony pasterz, który pomoże miejscowym w hodowli zwierząt. Mogę chyba śmiało powiedzieć, że w ten sposób pomogliśmy całej społeczności wioski Karnjook.

Czasem trzeba pomóc jednej osobie.

Zanim wyjechaliśmy z Khanke, otrzymałem bardzo zaszczytne zaproszenie. Dla Jazydów był to czas trzydniowego postu, podczas którego żony żegnają swoich mężów i spędzają te kilka dni z rodzicami i rodzeństwem. Shamoo, którego poznaliście przy okazji jednego z odcinków „Z wody w piach”, ma to szczęście, że rodzina jego żony mieszka w tej samej miejscowości. Odwiedzając swoją wybrankę oraz ich roczną córeczkę zabrał mnie ze sobą. Miałem więc rzadką okazję uczestniczyć w ich święcie. Tak na marginesie, kilka dni wcześniej zostałem zaproszony na jazydzkie wesele. Było całkiem inne niż tradycyjna ceremonia. Wszystko odbyło się w kameralnej atmosferze i było dalekie od polskiego wesela.

Podczas tej wizyty dowiedziałem się o dziewczynie, która mieszka niedaleko. Ma 20 lat i mieszka sama, co u Jazydów jest niespotykane. W 2007 roku straciła rodziców w drugim najkrwawszym zamachu terrorystycznym po World Trade Center. W miejscowości Til Ezer terroryści wjechali w tłum na targowisku trzema samochodami wyładowanymi materiałami wybuchowymi oraz paliwem. Zginęło ponad 800 osób, a półtora tysiąca zostało rannych. Kilka lat później doszło do ludobójstwa na Jazydach. Dziewczyna przeżyła bardzo głęboką traumę. Do tego jej brat wyjechał za granicę i nie utrzymuje z nią kontaktu. Musi radzić sobie sama. Sąsiedzi oraz znajomi odwiedzają ją i od czasu do czasu kupują jedzenie i ubrania. Zostawiliśmy dla niej 250 Euro, aby Shamoo kupił jej najpotrzebniejsze rzeczy. Tyle w tym momencie mogliśmy zrobić.

Przed wyjazdem odwiedziliśmy jeszcze Alkusz w Równinie Niniwy. W oczekiwaniu na spotkanie wybraliśmy się z naszym przyjacielem Athrą na zwiedzanie miasteczka. Pokazał nam wiele ciekawych miejsc, których nie znajdzie się w żadnym przewodniku po Kurdystanie. To niesamowite uczucie, kiedy mijasz jakiś zwyczajny dom obok drogi i dowiadujesz się, że ma kilkaset lat. W niedzielę wróciliśmy do domu, a ja z miejsca zająłem się pisaniem i przygotowywaniem kolejnych materiałów, aby pokazać Wam nasze działania.

Z WODY W PIACH odc. 9 - Irak

Pierwszy odcinek serii nakręcony w Iraku. Komu pomogliśmy i jakie są potrzeby przesiedleńców? Co się zmieniło? Jak teraz wygląda sytuacja chrześcijan i Jazydów, którzy padli ofiarami terroryzmu?

Ile lat dzieli dziś od jutra?

Zacznę od celów naszego ostatniego w tym roku przyjazdu do Iraku. Pierwszym z nich, który już w większości, udało się zrealizować, były rozmowy z rodzinami, które otrzymały od nas zwierzęta hodowlane.

Pin It on Pinterest

Udostępnij

Udostępnij

Podziel się tym ze znajomymi!