Czy skutki epidemii przyniosą kolejny kryzys humanitarny?
Sytuacja na świecie, którą obserwujemy od kilku miesięcy, nie sprzyja działaniom humanitarnym. Od marca wiele organizacji charytatywnych musiało wstrzymać działania w Iraku oraz Kurdystanie.
Powodem był „lockdown”, który odczuliśmy na własnej skórze, kiedy podczas marcowego wyjazdu, odwołano nam planowany lot powrotny do domu. Musieliśmy poszukać alternatywy. Niecałe 12 godzin przed odlotem, udało nam się zarezerwować ostatnie miejsca, w ostatnim samolocie lecącym do Europy. Gdyby nie szybka decyzja i pomoc naszych przyjaciół z Iraku, musielibyśmy czekać blisko pół roku na powrót do Polski.
Już po powrocie okazało się, że wszystkie zaplanowane spotkania i zbiórki, zostały odwołane lub przełożone. Jako że nie mamy stałego wsparcia ze strony mediów, było nam ciężko pozyskiwać środki na pomoc, którą za wszelką cenę staraliśmy się kontynuować. Udało się i tym razem. W mniejszym zakresie niż pierwotnie zakładaliśmy, ale za to konsekwentnie i bez dużych przestojów.
Od początku roku otworzyliśmy 21 miejsc pracy, udało nam się wybudować ośrodek edukacyjny dla dzieci w Sindżarze, razem z Caritasem dostarczyliśmy mleko w proszku dzieciom, mieszkającym w dzikich obozowiskach (druga tura pomocy jest właśnie realizowana). Teraz budujemy kolejne trzy domy dla rodzin, które wróciły do zniszczonych miejscowości w Sindżarze. Pomagaliśmy też doraźnie, kupując żywność, czy finansując zabiegi medyczne w okresie, kiedy w Iraku panowały największe obostrzenia.
Skupiamy się na pomocy rozwojowej i wspieraniu konkretnych rodzin. W sytuacji, która teraz panuje w Iraku, pomoc rozwojowa zeszła na dalszy plan. Wstrzymuje to rozwój nie tylko pojedynczych rodzin, ale też całych miejscowości.
Kryzys humanitarny może być nieunikniony
Naszym niewątpliwym atutem, dzięki któremu możemy stale działać, jest współpraca z lokalnymi organizacjami. Wiele razy to podkreślaliśmy. Jesteśmy w stałym kontakcie z ludźmi, którzy wykonują wszelkie działania na miejscu. Dzięki temu, że traktujemy ich, jako przyjaciół, wiemy, jak wygląda sytuacja w Iraku i jak dostosować pomoc do panujących warunków. A te zmieniają się bardzo dynamicznie. Przez wiele miesięcy w Iraku trwał całkowity „lockdown”. Zamknięte były drogi pomiędzy prowincjami. Wiele miejsc pracy musiało zawiesić działalność. Irak jest jednak dosyć specyficznym miejscem, które rządzi się swoimi prawami. Obostrzenia w dużych miastach nie zawsze są respektowane w mniejszych miasteczkach, czy na prowincji. Tam ludzie walczą o każdy dzień, więc zamknięcie sklepów, czy miejsc pracy, oznaczałoby dla nich brak środków do życia.
Muszą więc podejmować ryzyko, a jest ono często bardzo wysokie. W Iraku, podobnie, jak w Polsce żyje około 40 milionów ludzi. Pod względem powierzchni jest on trochę większy (Powierzchnia Iraku wynosi 438 317 km2, Polski – 312 696 km2). Inna jest za to specyfika gęstości zaludnienia. W 4 największych miastach Iraku żyje blisko ¼ jego mieszkańców. Taki układ sprawia, że życie w dużych miastach jest całkowicie inne, niż w małych miasteczkach i wioskach. A to tam w większości mieszkają ofiary terroryzmu, którym pomagamy. Różnice są bardzo widoczne w przypadku dostępu do edukacji oraz służby zdrowia. Podobnie, jak u nas od marca wprowadzono nauczanie zdalne dla dzieci w szkołach podstawowych oraz średnich. W dużych miastach nie ma z tym większego problemu, ale np. w obozach dla przesiedleńców takie rozwiązanie po prostu nie działa.
Dostęp do Internetu jest płatny. Nie każdego na to stać. Jeszcze gorzej jest ze sprzętem, bo najtańszy laptop to koszt przewyższający możliwości finansowe zdecydowanej większości rodzin. Niedawno czytałem, że jedna z organizacji rozdaje materiały i pomoce naukowe, dzięki którym dzieci mogą uczyć się w domu (czy raczej namiocie) z rodzicami. Nikt jednak nie wpadł na to, że często sami rodzice nie potrafią dobrze pisać i czytać. Lata wojen i prześladowań sprawiły, że tysiące ludzi nie mogło ukończyć szkoły. Teraz mamy problem z kolejnym pokoleniem, które ma bardzo trudną drogę do zdobycia odpowiedniego wykształcenia. Problem jest więc bardziej złożony, niż się wydaje.
Wiele dzieci, szczególnie tych, które były w niewoli lub musiało uciekać ze swoich rodzinnych miejscowości, miało kilkuletnią przerwę w nauce. Ośrodki takie, jak OurBridge, który wspieramy od trzech lat, starały się uzupełnić te braki i wydawało się, że są na dobrej drodze. Nauka rozpoczynała się od zera, a często dochodziło do sytuacji, gdzie dziesięcio-, jedenastoletnie dzieci, uczyły się podstaw alfabetu. Kolejna przerwa w nauce jest w tych przypadkach prawdziwym dramatem.
Inna kwestia to dostęp do służby zdrowia, który w Iraku jest, delikatnie mówiąc, bardzo ograniczony. W dużych miastach można w nagłych przypadkach zadzwonić po pogotowie i otrzymać pomoc medyczną w szpitalu. Wiąże się to oczywiście z opłatą, bo służba zdrowia działa na innych zasadach niż u nas. W dużo gorszej sytuacji są mieszkańcy obozów oraz miejscowości, w których nie ma szpitala. Zdjęcie poniżej to przychodnia w jednym z największych obozów dla przesiedleńców w Khanke. Fotografia została zrobiona dzisiaj. Jak widać przychodnia, mimo wielu zakażeń koronawirusem, jest zamknięta.
Co jeśli świat zapomni?
Mieszkańcy takich obozów muszą sobie sami zorganizować transport do szpitala, często oddalonego o wiele kilometrów. Wiąże się to z kosztami wynajęcia taksówki, co często jest sporym obciążeniem. Na prowincję oraz do małych miasteczek, karetka nie dojedzie. Kilka dni temu dostaliśmy prośbę o zakup zestawów do tlenoterapii. Koszt jednego to około 2000 zł. W Khanke jest już kilkaset osób, które mają problemy z oddychaniem w związku z zachorowaniami na Covid. Pomocy w szpitalu nie otrzymają, bo nie mają na to pieniędzy. Na szczęście dzięki prywatnemu darczyńcy, już w najbliższych dniach, sprzęt trafi do potrzebujących.
Widmo czarnego scenariusza, w którym świat całkowicie odwróci się od ofiar terroryzmu, wydaje się bardziej realne, niż kiedykolwiek wcześniej. Od dwóch lat obserwujemy zmniejszającą się pomoc humanitarną, która dociera do ludzi, którzy padli ofiarom ISIS. Organizacje, które teraz się wycofały, mogą już nie wrócić. Świat ogarnięty swoimi problemami, mniej chętnie pochyla się nad losem innych. My jednak nie mamy zamiaru przestać działać. Może ta pomoc nie będzie w takim wymiarze, w jakim byśmy chcieli, ale postaramy się, aby była kontynuowana.
Autor: Dawid Czyż