fbpx

Irak kiedyś, Irak dziś.

26 lipca 2023 | Dobra praca, Historie ocalałych, Orla Straż w Iraku

Rebelia ISIS, która w 2014 roku przerodziła się w regularną wojnę domową w Iraku i Syrii, trwała blisko 5 lat. Tutaj jednak należy postawić gwiazdkę, ponieważ trudno mówić o zakończeniu wojny z organizacją, która nie ma scentralizowanych struktur, a jej głównym celem jest sianie terroru.

Najlepszym dowodem na wciąż realne zagrożenie niech będzie fakt, że pod koniec czerwca irackie służby antyterrorystyczne rozbiły kilka dużych komórek Państwa Islamskiego. Przeszukując ich kryjówki, znalazły dowody świadczące o planowanych zamachach w Wielkiej Brytanii. Celem ma być jakieś zgromadzenie publiczne, a atak ma być przeprowadzony na dużą skalę.

Daleki jestem od wywoływania tutaj paniki. Liczę, że służby zarówno w Iraku, jak i w Europie nauczyły się już skuteczniej przeciwdziałać zagrożeniom. Obyśmy nigdy nie usłyszeli o realizacji tych gróźb. Strona brytyjska została poinformowana o odkryciach irackich służb i jest postawiona w stan gotowości.

W tym tekście nie będę się jednak skupiał na niebezpieczeństwie związanym z działalnością ISIS. Chcę natomiast napisać kilka słów o tym, jak na przestrzeni ostatnich lat zmieniła się sytuacja ofiar wspomnianej rebelii, a także jakie zmiany zachodzą w samym Iraku. Trzeba tu dodać, że Irak targany był wojnami przez kilka dziesięcioleci. Toczyły się tam zarówno konflikty międzynarodowe, jak i wojny domowe. Tak ogromna destabilizacja bardzo mocno wpłynęła na każdą sferę życia jego mieszkańców.

Jak było w 2016 roku, a jak jest dziś?

Po raz pierwszy do Iraku pojechałem w lipcu 2016 roku. Dopiero pisząc te słowa, zdałem sobie sprawę, że upłynęło już 7 lat od tamtej wyprawy. Kawał czasu. Po raz ostatni byłem tam 3 tygodnie temu. Wraz z Bartkiem i Szymonem pojechaliśmy na tygodniowy wyjazd, podczas którego odwiedziliśmy m.in. kilka nowo otwartych miejsc pracy. Po raz pierwszy w naszej historii jednocześnie do Iraku pojechała tak liczna, bo aż 3-osobowa reprezentacja ekipy Orlej Straży. Na posterunku w Polsce pozostał tylko Darek. O tych otwartych niedawno działalnościach napiszę trochę później. Teraz chciałbym opisać zmiany, jakie zaobserwowałem w ciągu tych ostatnich lat.

Na pierwszy ogień pójdzie sprawa bardzo istotna, czyli bezpieczeństwo. Jeszcze do 2020 roku na wszystkich drogach pomiędzy miastami na północy Iraku rozstawione były checkpointy wojskowe, na których żołnierze skrupulatnie sprawdzali wszystkich przejeżdżających. Czasem udawało się przejechać od razu, a czasem trzeba było pokazywać paszport i powiedzieć, w jakim celu i dokąd się jedzie. Checkpointy były też często ustawione w miejscach, w których krzyżują się główne drogi. Obecnie jest ich znacznie mniej i choć nadal są obstawione żołnierzami, to sprawdzanie paszportów jest już rzadkością. Inna sprawa to irackie lotniska. Tam od lat funkcjonuje bardzo dokładna kontrola wszystkich wjeżdżających na halę odlotów, zarówno w kwestii bagażu, jak i  sprawdzania samochodu. Takiego systemu nie widziałem nigdzie w Europie, ale nie jest to w żaden sposób uciążliwe. Po prostu zawsze trzeba jechać na lotnisko chwilę wcześniej.

Kolejnym dosyć istotnym punktem jest infrastruktura. Tu też można zauważyć spore zmiany pomiędzy tym, co było 7 lat temu, a tym, jak to wygląda dziś. Przez wiele lat przejazdy nawet głównymi międzymiastowymi drogami sprawiały, że żołądek co chwila zmieniał swoje położenie. Gwałtowne manewry i slalom pomiędzy dziurami, aby nie stracić koła, to była norma. Koleiny powstałe na skutek żłobienia topniejącego od upału asfaltu przez tysiące ciężarówek, sprawiały, że czasem lepiej było jechać poboczem, niż drogą. Przejechanie 150 kilometrów zajmowało nieraz kilka godzin. Teraz jest znacznie lepiej. Powstało wiele nowych dróg, a czas przejazdu znacznie się skrócił. Oczywiście dotyczy to w dużej mierze większych miast oraz dróg krajowych. Na prowincji zostało po staremu. Cóż, dobre i to.

Co jednak się nie zmieniło w infrastrukturze drogowej, to te koszmarne betonowe progi zwalniające. Ktoś, kto je wymyślił, powinien za karę przejeżdżać przez nie przez całą wieczność. Nasze osiedlowe spowalniacze to zaledwie dziecinna igraszka w porównaniu z garbami, które w Iraku wyrastają w najdziwniejszych miejscach. Przed nimi nie można zwolnić i delikatnie przejechać. Trzeba się praktycznie zatrzymać i powoli ruszyć pod górę, aby elementy zawieszenia samochodu pozostały na swoim miejscu. Gdyby jeszcze były one ustawione tylko w terenie zabudowanym, albo innych newralgicznych miejscach. Progi, czy też pagórki zwalniające potrafią być postawione na długiej prostej, gdzie nie ma żadnych zabudowań. Gwałtowne hamowanie w ostatniej chwili, bo na drodze pojawiła się przeszkoda, to stały element każdej podróży po irackich drogach. Nie raz moja głową miała bliskie spotkanie z podsufitką, bo kierowca nie zauważył takiej zapory, a po krótkim locie i twardym lądowaniu, trzeba było obejrzeć samochód, czy aby nadaje się on do dalszej jazdy.

Ponarzekałem na drogi, więc jeszcze trochę ponarzekam na elektryczność. U nas w Polsce zdarzają się przerwy w dostawach prądu. Z reguły trwają one kilka minut, rzadziej kilka godzin. Pewnie w niektórych regionach kraju zdarzają się częściej niż w innych. Przeważnie związane są one z jakimiś ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi. W Iraku są one jednak codziennością. Szczególnie latem. Bywa, że prąd jest tylko 3-4 godziny na dobę. Można by rzec, że przecież to nie koniec świata. Ale wyobraźcie sobie, że na zewnątrz jest ponad 40 stopni. Każdy podmuch wiatru to jak przyłożenie twarzy do suszarki nastawionej na maksymalne obroty. Wentylator, czy klimatyzacja to podstawa, aby móc przetrwać takie upały. Tyle tylko, że te urządzenia działają na prąd, a więc możecie z nich skorzystać tylko te kilka godzin w ciągu doby. A może być jeszcze gorzej. Żywność trzymana w lodówce, która co chwilę się wyłącza, bardzo szybko się psuje. Pranie czy gotowanie to loteria. Uda się, czy zaraz wyłączą prąd? Z pozoru są to proste rzeczy, ale żyć w takich warunkach na co dzień nie jest łatwo. Czy w tej kwestii coś się przez lata zmieniło? Niewiele. Przerwy jak były kiedyś, tak są nadal. Ich intensywność jest praktycznie taka sama. Wynika to głównie z kiepskiej infrastruktury, wrażliwej na bardzo wysokie temperatury oraz niedostatecznej produkcji prądu.

Sporo zmieniło się też… na gorsze

To, co opisałem powyżej to tylko swego rodzaju wprowadzenie do znacznie ważniejszych zagadnień, o których zaraz będzie mowa. Opisałem je, abyście wiedzieli, jak wygląda codzienność mieszkańców Iraku. Może komuś wydać się to błahe, ale takie problemy sprawiają, że ludzie są zmęczeni lub wręcz sfrustrowani. Mógłbym takich rzeczy wymienić jeszcze wiele. Większość świata zmaga się obecnie z wysoką inflacją. Nie omija ona także Iraku, choć według oficjalnych danych wynosi tam „zaledwie” 6%. W poprzednich latach potrafiła być jednak nawet dwucyfrowa i to kilka lat z rzędu. W praktyce ceny w Iraku rosną w bardzo wysokim tempie. Podam Wam kilka przykładów produktów i ich obecne ceny:

• 1 litr oleju – 14 zł
• 1 litr mleka – 10 zł
• 1 kg sera (żółtego) – 40 zł
• 1 kg ryżu – 8 zł
• 1 kg cukru – 8 zł
• 1 kg mięsa drobiowego (pierś z kurczaka) – 20 zł
• żel pod prysznic (400 ml) – 24 zł
• pieluchy (paczka 40 szt) – 40 zł

W wielu przypadkach są one zbliżone do naszych. Są też rzeczy tańsze oraz trochę droższe. Należy tu dodać, że obecnie typowe wynagrodzenie wynosi w przeliczeniu na złotówki 1300 – 1800 zł. Oczywiście jeśli komuś uda się pracę znaleźć. Bezrobocie w Iraku sięga 16 -17%, a wśród ludzi młodych (do 25 r.ż.) to aż 25%. W 2016 roku wynagrodzenia były dużo niższe. Oscylowały w granicach 700 – 1000 zł. Niższe były jednak również ceny w sklepach i to w niektórych przypadkach znacznie.

Jak zacząć od zera w takich warunkach?

Tutaj odniosę się jeszcze do spraw najważniejszych z naszego punktu widzenia. Chodzi oczywiście o los ofiar ISIS. Jak przez te kilka lat zmieniła się ich sytuacja? Od 2014 do 2020 roku w Iraku działały organizacje humanitarne z całego świata. Dystrybuowały pomoc głównie w obozach dla przesiedleńców, zamieszkiwanych przez dziesiątki tysięcy rodzin. Covid zmienił jednak wszystko. Kolejne instytucje i fundacje zawieszały, a później całkowicie zamykały swoje oddziały. Dziś te, które jeszcze są, działają w ograniczonym zakresie. Obozy stały się małymi miasteczkami i choć nadal mają charakter oficjalny, to już życie w nich wygląda zupełnie inaczej niż kilka lat temu. Od mniej więcej 2018 roku zauważalne są powroty rodzin do miejscowości, z których uciekły przed ISIS w 2014 roku. Wydawałoby się, że to dobry prognostyk i oznaka pełnej normalizacji. Tam, w ich rodzinnych stronach, czekają je jednak trudne wyzwania. Owszem, gdzieś powstaje szpital, w innym miejscu jest nowa droga, a w jeszcze innym buduje się przychodnia czy szkoła. Patrząc głębiej, okazuje się, że to tylko kropla w morzu potrzeb. Jak to zwykle bywa, pojedyncze osoby czy rodziny, nie mogą liczyć na wiele. Wracają do miejsc, gdzie nie ma pracy, patrzą na zniszczone domy i jedyne, co mogą zrobić to próbować przetrwać. Nie jest to wcale łatwe, ponieważ lokalne władze działają opieszale w kwestii odbudowy, a lata spędzone w obozach mocno odbiły się na ich psychice. Niska samoocena, czasem wyuczona bezradność, a czasem po prostu brak perspektyw, sprawiają, że bardzo trudno jest im zaczynać wszystko od nowa.

Na koniec staram się zawsze napisać coś pozytywnego. Wspomnę więc o ludziach, którym mimo przeciwności, udaje się wyjść na prostą. Podczas naszego ostatniego wyjazdu na przełomie czerwca i lipca odwiedziliśmy kilka miejsc pracy, które otworzyliśmy w tym roku. Bartek miał okazję zbadać wzrok u optometrysty, na chwilę zajrzeliśmy też na plantację brzoskwiń oraz do gabinetu internistycznego, a wieczorem zjedliśmy kolację w smażalni ryb. Zrobiliśmy również małe zakupy w lokalnym sklepiku. Te wszystkie działalności powstały we współpracy z Caritasem Polska w ramach projektu Rodzina Rodzinie. Od ubiegłego roku takich małych biznesów uruchomiliśmy wspólnie 31, a w sumie, łącznie z otwartymi przez nas wcześniej, przeszło 130. Oczywiście to nadal niewiele w skali potrzeb, ale zawsze o ponad sto rodzin potrzebujących pomocy mniej. W wielu miejscowościach sytuacja ekonomiczna jest lepsza, niż jeszcze 2-3 lata temu. To cieszy. Wielu ludziom udaje się dostosować do tej nowej, powojennej rzeczywistości.

Nie mamy wpływu na sytuację polityczną czy gospodarczą. Nie poprawimy bezpieczeństwa, ani nie naprawimy infrastruktury, choć w niewielkim zakresie podejmowaliśmy takie działania w przeszłości i podejmujemy je nadal. Nie zmienimy życia wszystkim, bo to ponad nasze możliwości. Komuś jednak odbudujemy dom, komuś innemu zapewnimy pracę, albo wesprzemy gospodarstwo, które przyniesie dochody. Możemy pojedynczo i punktowo pomagać, aby gdzieś tam na świecie ludziom działo się lepiej. Naszą rolą w tym wszystkim jest też wyrównanie szans ludziom, którzy z nie swojej winy, nie mogli się rozwijać. Stracili ostatnie lata i pozostali w tyle. Rozwarstwienie społeczeństwa mogłoby w przyszłości doprowadzić do marginalizacji ofiar wojny i jeszcze bardziej pogorszyć ich sytuację. Dlatego nadal będziemy starali się im pomagać.

Autor: Dawid Czyż

Wesprzyj ofiary wojny w Iraku

Pin It on Pinterest

Udostępnij

Udostępnij

Podziel się tym ze znajomymi!