fbpx

Irak. Nasza misja

17 września 2021 | Orla Straż w Iraku, Wideo

Orla Straż powstała w 2016 roku. Jakie były początki naszej działalności? Komu i w jaki sposób pomagamy?

Przed założeniem fundacji jej twórca Bartek Rutkowski pracował, jako szef szkolenia w Ośrodku Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego w Gdyni. Był oficerem w stopniu komandora podporucznika (odpowiednik majora w Wojskach Lądowych). 7 października 2015 roku, na kwadrans przed rozpoczęciem służby zrobił codzienny przegląd prasy. Śledząc medialne doniesienia, natrafił na artykuł, opisujący historię, która zmieniła jego życie. W wiosce niedaleko Aleppo w Syrii terroryści z tzw. Państwa Islamskiego (ISIS) ukrzyżowali dwunastoletniego chłopca. Był on synem chrześcijańskiego duchownego, który zainicjował budowę kilku kościołów w Syrii. Dżihadyści zażądali, aby mężczyzna przeszedł na islam. Gdy ten odmówił, został pobity, a następnie ukrzyżowany wraz ze swoim synem i dwoma innymi mężczyznami. Syn Bartka był rówieśnikiem zamordowanego chłopca. Ta informacja mocno nim wstrząsnęła, ale jako człowiek czynu, zaczął zastawiać się, czy byłby w stanie zrobić coś, aby taka tragedia więcej się nie wydarzyła. Choćby w wymiarze jednego dziecka.

Tego pamiętnego dnia nie wiedział zapewne, że jego życie obróci się o 180 stopni. Zaraz po przeczytaniu wspomnianego artykułu wziął kartkę z drukarki i zapisał rzeczy, które musiałby zrobić, aby wyjechać na Bliski Wschód. Na liście znalazły się takie drobiazgi, jak zabranie odpowiednich butów, zakup paneli solarnych i ładowarek różnych typów, czy sprawdzenie obowiązkowych szczepień. Cel był taki, aby na własne oczy zobaczyć, w jakich warunkach żyją ofiary ISIS i czy jest możliwość udzielenia im pomocy. Nie wierzył w przekaz medialny, bo ten często daleki jest od rzeczywistości.

Kolejnym krokiem, który podjął Bartek, było złożenie wypowiedzenia i odejście na emeryturę. Miał już do niej prawo, ponieważ praca nurka należy do najniebezpieczniejszych i najbardziej uciążliwych dla zdrowia. Wiedział, że będąc w wojsku, nie dostanie pozwolenia na wyjazd, ze względu na to, że był oficerem NATO. W międzyczasie rozpoczął przygotowania do wyprawy. Spotkał się m.in. z dziennikarzem, który pracował, jako korespondent, relacjonujący wydarzenia na Bliskim Wschodzie. Umówił się też na rozmowę z przedstawicielami jednej ze stacji telewizyjnych, od której chciał uzyskać legitymację prasową w zamian za przesłanie materiałów. Wszystko po to, aby móc dostać się do miejsc, które w tamtym okresie były zamknięte dla cywilów. Kilka dni po przejściu na emeryturę był już w drodze do celu.

Dlaczego mamy ci zaufać?

Choć historia ukrzyżowanego chłopca miała miejsce w Syrii, to wybór Bartka padł na Irak. Tam ISIS dokonywało potwornych zbrodni na ludności cywilnej. Wiosną i latem 2014 roku terroryści zajęli miasta w Równinie Niniwy (z Karakosz, czyli największym chrześcijańskim miastem w Iraku na czele) oraz Mosul. W sierpniu tego samego roku dokonali ludobójstwa na Jezydach w Sindżarze. W masakrach zginęło kilka tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Kolejnych kilkanaście tysięcy kobiet, dziewczynek i chłopców zostało porwanych do niewoli. Setki tysięcy ludzi musiało uciekać ze swoich domów, pozostawiając cały dobytek. Kryzys humanitarny osiągnął niewyobrażalną skalę.

W Iraku oraz irackim Kurdystanie, który jest autonomią, leżącą na północy Iraku, powstawały, w tamtym okresie, dziesiątki obozów dla wewnętrznych przesiedleńców (ang. IDP – Internally Displaced Person/People). Różnica między uchodźcami a przesiedleńcami jest taka, że uchodźcy to ludzie, którzy znaleźli schronienie w sąsiednim, bezpiecznym kraju, w którym nie toczą się działania wojenne. W przypadku Iraku uchodźcami byli Syryjczycy, którzy uciekli z terenów zajętych przez fundamentalistów islamskich. Przesiedleńcy zaś to ludzie, którzy również uciekli przed wojną i terrorem, ale w granicach tego samego kraju. Opuścili jeden region, aby znaleźć schronienie np. w sąsiedniej prowincji. Jedni i drudzy znaleźli się na irackiej ziemi, szukając pomocy.

Bartek spotkał się z rodzinami, które uciekły przed ISIS oraz lokalnymi organizacjami, które starały się pozyskać dla nich, jakiekolwiek wsparcie. Mieszkał z nimi ponad tydzień, aby mieć możliwość wysłuchania ich historii, poznać bliżej sytuację, w jakiej się znaleźli i dowiedzieć się, jakie są ich potrzeby. Na początku nie chciał zakładać własnej fundacji, ale z czasem uznał, że będzie to najlepsze wyjście. Założył sobie, że podstawą działań Orlej Straży będzie słuchanie samych potrzebujących i udzielanie im takiej pomocy, jakiej najbardziej oczekują.

Podczas jednej z rozmów Bartek dostał pytanie od jednego z przesiedleńców: „Dlaczego mamy Ci zaufać? Przed Tobą było tu wielu, którzy obiecali pomoc i już nigdy się nie pojawili”. Odpowiedział wtedy krótko, że „wróci tutaj z pomocą”. Kilka miesięcy później spełnił tę obietnicę.

Orla Straż – Eaglewatch

Wiele osób pyta skąd wzięła się nazwa „Orla Straż”? Nie ma jednak jednej konkretnej odpowiedzi, bo jest kilka czynników, które stworzyły taką kompozycję. Po pierwsze orzeł, czyli symbol Polski, nasze godło, które idealnie pasowało do organizacji założonej przez żołnierza, patriotę, człowieka, który nie wstydzi się mówić o tym, skąd przyjechał. Sam Bartek mówi, że nie chciał umieszczać słowa „Polska” w nazwie, ponieważ ktoś mógłby mu zarzucić, że ściąga na nasz kraj zagrożenie ze strony fundamentalistów. Oczywiście nie ma to żadnego uzasadnienia, ale nowo powstająca fundacja, która nie ma wsparcia mediów czy dużych firm, musi dobrze wystartować, aby skutecznie pomagać ludziom. Straż z kolei chroni. Tych najsłabszych i bezbronnych. Nie bez znaczenia jest również angielska wersja nazwy fundacji, czyli Eaglewatch. Działająca poza granicami kraju, organizacja musi mieć dobrze brzmiącą nazwę w języku angielskim. Eaglewatch jest prostą i łatwą do zapamiętania nazwą, która okazała się znakomitym pomysłem. Do tego dochodzi charakterystyczne logo zaprojektowane przez Katarzynę Kołodziej, które, jak ktoś to wspaniale ujął, „nadaje się na logo fundacji charytatywnej, ale też nieźle prezentowałoby się na wieżyczce czołgu”.

Pomoc dostosowana do potrzeb

Kolejne wyjazdy Bartka do Iraku przyniosły mały rozgłos medialny, który pomógł mu rozwinąć fundację i zawozić wsparcie potrzebującym rodzinom. Na początku były to głównie kobiety samotnie wychowujące dzieci, których mężowie zostali zamordowani przez ISIS. Wiele z nich zostało wyzwolonych lub wykupionych z niewoli przez rodziny. Te zaś zapożyczały się, aby uratować swoich bliskich. Kobiety w rękach terrorystów przeżyły prawdziwe piekło na ziemi. Były bite, torturowane i gwałcone. Nie sposób opowiedzieć o tym, co je spotkało bez wchodzenia w drastyczne szczegóły. Chcąc uniknąć obrazowych opisów, powiem tylko tyle, że wiele z nich spędziło nawet 3 lata w niewoli. Niejednokrotnie zdarzało się, że już po wyzwoleniu próbowały odebrać sobie życie. Często były w fatalnym stanie psychicznym. Dlatego jednym z pierwszych pomysłów było zorganizowanie dla nich kursów szycia, co pozwoliło im, choć na chwilę, zapomnieć o traumie. Przez kilka godzin dziennie przebywały w gronie kobiet, mających podobne doświadczenia. Mogły wspierać się wzajemnie i powoli wracać do społeczeństwa.

Bartek pomagał też finansowo rodzinom żołnierzy – ochotników, którzy bronili swojej ziemi przed ISIS. Wielu z nich nie dostawało żołdu, przez co wpadali w tarapaty finansowe. Części z nich groziła eksmisja, ponieważ nie stać ich było na opłacenie czynszu. Oprócz tego zawoził apteczki pierwszej pomocy dla ochotników walczących na linii frontu. Dzięki pomocy instruktorów, którzy przeprowadzali szkolenie z pierwszej pomocy w warunkach pola walki, udało się zapewnić im poziom bezpieczeństwa, którego wcześniej nie mieli. O tych chłopakach, którzy chwycili za broń, aby nie dać terrorystom możliwości przejęcia całego kraju, nie myślał nikt, a przecież ich poświęcenie pozwoliło innym spać spokojnie.

Tak wyglądały początki Orlej Straży, zanim powstały projekty takie, jak Dobra Praca, czy budowa domów dla rodzin powracających do miejscowości, z których musiały uciekać. W 2016 roku trwała wojna, a cały kraj pogrążony był w chaosie. Było zbyt wcześnie, aby myśleć o odbudowie zniszczeń. W wielu przypadkach potrzebna była pomoc doraźna.

Filar fundacji

Ten artykuł stworzyłem z myślą o osobach, które dopiero dowiedziały się o naszej działalności. Mam jednak nadzieję, że spodoba się też tym z Was, którzy od dawna śledzicie nasze poczynania. Chciałem, aby każdy zrozumiał, dlaczego powstała Orla Straż, kto ją tworzy i jakie są główne cele, jakie sobie założyliśmy. O projektach dużo pisał nie będę. Pod artykułem znajdziecie link do zakładki, w której są one szczegółowo omówione.

W dalszej części opiszę jedynie krótko nasz sztandarowy projekt, czyli Dobrą Pracę. Zanim jednak do tego dojdę, muszę uzupełnić opis o kolejną osobę, która tworzy obecnie Orlą Straż. Dariusz Celiński, podobnie, jak Bartek jest emerytowanym żołnierzem. Sześć lat spędził w 21 Brygadzie Strzelców Podhalańskich, a kolejnych 14 w Ośrodku Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego (służbę zakończył w 7 Pomorskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej). Tam poznał Bartka, z którym razem uczestniczyli w nurkowaniach. Któregoś dnia, będąc już na wojskowej emeryturze, Darek zobaczył Bartka w telewizji. Na ogół jej nie oglądał, ale w tym dniu coś go tknęło, aby to zrobić. Postanowił do niego zadzwonić i zaoferować swoją pomoc. Znał się na prowadzeniu biura. W wojsku był szefem kompanii. Nie chciał od razu wskakiwać na głęboką wodę, więc poprosił o czas, aby móc powoli wdrożyć się w działania fundacji. Spisał się celująco i dziś śmiało można powiedzieć, że jest filarem, na którym opiera się całe przedsięwzięcie. Warto zaznaczyć, że Darek jest bardzo skromnym człowiekiem, choć za swoją antykomunistyczną postawę został odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzeni Polski.

Projekt Dobra Praca

Zanim przedstawię trzeciego członka fundacji, chciałbym w skrócie opowiedzieć o naszym flagowym projekcie, czyli Dobrej Pracy. Nazwa pochodzi od angielskiego „Great Job”. W dosłownym tłumaczeniu byłaby to Świetna Robota, ale Dobra Praca brzmi zdecydowanie lepiej. Pomysł, jak i sama nazwa nie są wymyślone przez nas. Jak wspominałem wcześniej, pytamy ludzi, jaka pomoc najbardziej poprawiłaby ich sytuację i staramy się ją realizować. Często zdarzało się, że rodziny wręcz odmawiały przyjęcia od nas pieniędzy, ponieważ, jak same mówiły, to nic nie zmienia w ich życiu. Zamiast tego prosiły o pomoc w odtworzeniu miejsc pracy, aby mieć możliwość samodzielnego utrzymania siebie i swoich bliskich. Odpowiadając na ich prośby, rozpoczęliśmy projekt, mający na celu odbudowę zniszczonych sklepów i warsztatów. Terroryści plądrowali, palili, a często też wysadzali w powietrze wszystkie budynki. Ich celem było całkowite zniszczenie wszystkiego, co związane było z kulturą i obecnością innych religii na okupowanych terenach.

Jako pierwszy pomogliśmy wyposażyć warsztat ślusarski, który pomógł 8-osobowej rodzinie Adnana. Rodzina powróciła do Krakosz w 2017 roku. Na miejscu zastali splądrowany warsztat, a część ich domu została zniszczona pociskiem artyleryjskim. Adnan wraz z synami zakasali rękawy, pożyczyli pieniądze i zakupili generator, trochę narzędzi, a potem wzięli się do pracy. Zaczęli od mobilnego warsztatu, by po czterech miesiącach odtworzyć na nowo swój zakład. Wielokrotnie nie pobierali zapłaty za usługi od najbiedniejszych mieszkańców Karakosz. Kupiliśmy im dodatkowe wyposażenie, które pozwoliło rozwinąć warsztat i znacznie ułatwiło realizację kolejnych zleceń. Krótki film opowiadający tę historię możecie obejrzeć na naszym kanale na YouTube. Wspomnę jeszcze, że do tej pory otworzyliśmy już 90 takich małych rodzinnych działalności.

Projekt DOBRA PRACA – Warsztat ślusarski w Karakosz

Ochotnik

Na sam koniec został mi opis trzeciej osoby, która tworzy obecnie Orlą Straż. Jest to najtrudniejsze, bo jestem nią ja (Dawid Czyż). Wiadomo, że o sobie pisze się najciężej. Pominę formę trzecioosobową i będę kontynuował w pierwszej osobie.

Po raz pierwszy do Iraku pojechałem w 2016 roku. Dołączyłem do jednej z ochotniczych jednostek samoobrony, które walczyły na froncie niedaleko Mosulu (który w tamtym czasie był stolicą Państwa Islamskiego w Iraku). Historia zaczęła się trochę podobnie, jak u Bartka. W sieci znalazłem artykuł opisujący zbrodnię, jakiej dopuściło się ISIS na kilkunastu młodych dziewczynach. Terroryści zamknęli je w stalowej klatce i żywcem spalili. Miały od 12 do 17 lat. Były Jezydkami. Wszystko działo się na oczach tłumu. Bierność świata wobec tego haniebnego czynu przerażała mnie nie mniej niż sama zbrodnia. Szukałem kolejnych doniesień, aby lepiej zrozumieć wydarzenia, które miały miejsce w Iraku i Syrii. Natrafiłem na informację o jednostce, do której dołączyli wolontariusze, ochotnicy z różnych krajów, głównie z Europy oraz Stanów Zjednoczonych. Skontaktowałem się z nimi i dopytywałem o możliwość przyjazdu i wsparcia ich w walce. Trwało to kilka miesięcy. Ja sam biłem się z myślami, czy podołam takiemu wyzwaniu. W końcu podjąłem decyzję, sprzedałem wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, kupiłem bilet i pojechałem.

Trafiłem na linię frontu pomiędzy Teleskoff, a Batnayą, kilka kilometrów od przedmieść Mosulu. Była to jednostka prawdziwie ochotnicza. Założona została przez Asyryjczyków, z sąsiednich miejscowości, którzy bronili swojej ziemi przed ISIS. Wspierała ich mała grupka wolontariuszy pochodzących z całego świata. W tym miejscu spędziłem kilka miesięcy. Nie byłem najemnikiem, ani żołnierzem obcego wojska. Nie dostawałem żołdu, a przyjazd i powrót musiałem opłacić sobie sam. Nie składałem też żadnej przysięgi i nie podlegałem niczyjemu dowództwu. Każdy z nas mógł w każdej chwili wyjechać.

Kiedy myślałem już o powrocie do domu, spotkałem Bartka. Jeśli ktoś wierzy w przypadki, to powiem tylko tyle, że był pierwszym Polakiem, z którym mogłem porozmawiać od blisko pół roku. Był to też dzień, w którym planowałem wyjechać do innego miasta, skąd później ruszyłbym w drogę do Polski. W mini reportażu, który możecie obejrzeć na naszym kanale na YouTube oraz na tej stronie, możecie usłyszeć tę historię, opowiedzianą z perspektywy Bartka. Po moim powrocie do domu pozostaliśmy w kontakcie. Z czasem przerodziło się to we współpracę, która trwa do dziś.

Mam nadzieję, że ten długi tekst przybliżył Wam naszą misję oraz motywację, które nami kierują. Niewiele było tutaj o ludziach, którym pomagamy, bo chciałem przedstawić inną stronę Orlej Straży, czyli osób, które ją tworzą.

Autor: Dawid Czyż

Pomóż nam w realizacji naszej misji

Jak działamy – nasze projekty

Jak działamy

Zajmujemy się najróżniejszymi formami wspierania ofiar terroryzmu. Naszym celem jest zarówno pomoc konkretnym osobom, jak i bardziej rozwinięte projekty służące rodzinom, a nawet całym miejscowościom.

Pin It on Pinterest

Udostępnij

Udostępnij

Podziel się tym ze znajomymi!