fbpx

Małe projekty, duże wsparcie… bo oni chcą pracować

15 czerwca 2018 | Dobra praca

Na pytanie, jak najefektywniej pomóc ludziom, którzy ucierpieli w wyniku najazdu terrorystów, najczęściej odpowiadamy – dać im możliwość zapracowania na swoje utrzymanie.

Oczywiście jest wiele przypadków, kiedy musimy sfinansować komuś leczenie, dostarczyć żywność lub wodę w kryzysowej sytuacji, czy zorganizować paliwo do ogrzania domów w zimie. W tych nagłych przypadkach często musimy reagować błyskawicznie. Naszym głównym celem jest jednak pomoc rodzinom w powrocie do normalnego życia, jakie wiedli przed nadejściem ISIS. Służy temu projekt DOBRA PRACA. Jego założenia są bardzo proste. Zakłada on wsparcie rodzin w odbudowie zniszczonych przez terrorystów sklepów i warsztatów lub tworzenie całkowicie nowych miejsc pracy. Są to działania długofalowe, ale przynoszące świetne rezultaty. Jednego jesteśmy pewni – ludzie w Iraku chcą pracować oraz zarabiać na utrzymanie swoich najbliższych.

Przejeżdżając przez niezliczone – mniejsze lub większe – miejscowości, mijaliśmy setki małych sklepików i straganów, które oferują przeróżne towary. Od artykułów spożywczych po ubrania i usługi. Handel obecny jest wszędzie. Każdy chce być samodzielny, niezależny od zewnętrznej pomocy. Jeśli jest okazja, aby otworzyć własny biznes, to ludzie to robią. Nie ma w tym nic dziwnego, wszakże Bliski Wschód słynie z wielowiekowej tradycji handlu.

Wielu przesiedleńców, którzy dzisiaj mieszkają w obozach i dzikich obozowiskach, prowadziło kiedyś dobrze prosperujące firmy. Wielu skończyło studia w kraju lub za granicą. Z dnia na dzień wszystko runęło jak domek z kart. Uciekając, zdążyli zabrać ze sobą tylko dokumenty i to co zdołali unieść. Reszta przepadła. Będąc w obozie dla przesiedleńców w Khanke – prawie dwudziestotysięcznym „miasteczku” – widzieliśmy na własne oczy, jak ludzie próbują choć trochę poprawić swoją sytuację finansową.

Na obrzeżach oraz wzdłuż głównych dróg wewnątrz obozowiska znajdują się sklepy, małe zakłady rzemieślnicze oraz punkty usługowe. Nikt nie chce czekać na pomoc. Ta, jeśli w ogóle się pojawia, jest niewystarczająca, aby godnie żyć. Wspominałem w poprzednim wpisie o tym, że odwiedziliśmy m.in. wypożyczalnie sukien, zakład szewski i sklep spożywczy, które pomogliśmy otworzyć.

Warto im pomagać – Podsumowanie wyjazdu do Iraku

Plan podróży zakładał cztery większe przystanki. W Khanke, w którym mieliśmy sprawdzić sytuację jazydzkich przesiedleńców, w Teleskuff – chrześcijańskim miasteczku przy granicy Iraku i Kurdystanu oraz Duhok i Erbilu.

W drodze ku niezależności

Frial, Haji oraz Shamo przyjęli nas serdecznie. Chętnie opowiedzieli o sobie, zaprosili do domów i przedstawili rodzinom. Dobrze widzieć, że ich życie zmieniło się na lepsze. Zamiast marazmu, w którym tkwili, mogli zająć się pracą. Szczególnie zainteresowała nas historia Frial, która pokazuje, że dobry pomysł i chęci, to połowa sukcesu.

Dziewczyna ma niespełna 20 lat. Wraz z matką i rodzeństwem mieszka w obozie dla przesiedleńców w Khanke. Jej ojciec został zamordowany przez ISIS. Ona sama przez kilkanaście miesięcy była przetrzymywana przez terrorystów w niewoli.Niedawno poprosiła nas o wsparcie w uruchomieniu własnej działalności, którą miała być wypożyczalnia sukien połączona z salonem piękności. Kobieta chciała zajmować się też makijażem oraz układaniem fryzur, a także dobieraniem kreacji na różnego rodzaju uroczystości, jak śluby czy urodziny.

Z początku ten pomysł wydawał nam się wręcz nierealny w realizacji. No bo kto chciałby korzystać z tego typu usług w obozie dla przesiedleńców? Frial zna jednak lepiej rzeczywistość, w której przyszło jej żyć. Wiedziała, że wielu mieszkańców obozu w Khanke stanowią młodzi ludzie, mający marzenia oraz plany na przyszłość. Lata spędzone w tych niesprzyjających okolicznościach zmusiły ich do zaadaptowania się do nowych warunków. Nie patrząc na nic, pragnęli zakładać rodziny i żyć normalnie tak, jak przed nadejściem ISIS. Coraz częściej w obozie organizowali śluby i wesela, a na świat przychodziły dzieci.

Frial dostrzegła dla siebie niszę, wynikająca z potrzeb każdego człowieka, a my postanowiliśmy jej zaufać. Za około 3 i pół tysiąca złotych wyposażyliśmy jej malutki salon, który powstał w namiocie, w samym środku obozu w Khanke. Jej działalność była pierwszą tego typu w całym obozie i z miejsca zyskała ogromną popularność. Jeden z tych projektów, co do których mieliśmy najwięcej wątpliwości, okazał się strzałem w dziesiątkę. Dziewczyna szybko zyskała całą masę klientek, a biznes błyskawicznie się rozwinął. Dla nas to niesamowita radość widząc, jak świetnie sobie radzi.

Warto iść tą drogą

To niesamowite uczucie, zobaczyć jak to wszystko działa i jestem pewien, że warto iść tą drogą. Kilka dni temu dostałem raport od Dakhila i Laitha – naszych przyjaciół realizujących projekty w Khanke i Sindżarze – o otwarciu zakładu krawieckiego oraz sklepu papierniczego. Ten drugi połączony jest dodatkowo z punktem ksero. To kolejne, małe projekty, będące dużym wsparciem dla osób, które je prowadzą oraz ich rodzin. Oba powstały w ojczystym mieście Jezydów – Sindżarze. Gdy podczas naszej ostatniej wizyty w obozie w Khanke rozmawiałem z jego mieszkańcami, wszyscy mówili, jak trudno będzie tam wracać. Większość miasta jest zniszczona i tylko nieliczni zdobyli się na odwagę, aby przetrzeć szlaki.

Wśród nich znaleźli się Suhan oraz Murad. Jak zawsze w podobnych przypadkach zapytaliśmy, jaki rodzaj działalności mogliby prowadzić i przekazaliśmy niezbędne środki. Dzięki temu Suhan mogła otworzyć zakład krawiecki, a Murad sklep z artykułami biurowymi i papierniczymi, w którym będzie można również kopiować oraz drukować dokumenty. Murad jest częściowo sparaliżowany, przez co nie każdą pracę jest w stanie wykonywać. Nie chciał być jednak na łasce innych i bardzo mocno dążył do tego, aby móc samodzielnie się utrzymać Jak już kilka razy wspominałem, leczenie w Iraku w większości przypadków jest płatne i nie dla każdego dostępne. Nie ma ubezpieczeń społecznych, nie ma refundacji leków. Cały ciężar opieki nad chorym spoczywa na jego najbliższych lub na nim samym. Mam nadzieję, że teraz będzie mu, choć odrobinę łatwiej w zapewnieniu sobie leczenia i zaspokojeniu podstawowych potrzeb.

Zależność od zewnętrznej pomocy nie jest dla nikogo komfortem. To raczej wstydliwa konieczność. Ludzie wolą sami zarabiać i czuć się potrzebni. Otwierając dla nich te działalności, nie tylko zapewniamy im utrzymanie, ale przede wszystkim przywracamy godność. W kolejce czeka jeszcze ponad pięćdziesiąt rodzin. W miarę możliwości będziemy starali się pomóc każdej z nich.

Pin It on Pinterest

Udostępnij

Udostępnij

Podziel się tym ze znajomymi!