Nigeria. Życie ludzkie nie ma tu żadnej wartości.
Do barbarzyńskich aktów przemocy dochodzi w Nigerii praktycznie każdego dnia. Giną w nich dziesiątki, a czasem nawet setki ludzi. Brutalność, ale i bezkarność sprawców powinny budzić stanowczy sprzeciw międzynarodowej społeczności. Tak się jednak nie dzieje. Czy życie mieszkańców Nigerii ma aż tak małą wartość?.
W okresie zimnowojennym pojawiły się pojęcia takie jak Trzeci Świat, czy Globalne Południe. Stosowało się je do określania najsłabiej rozwiniętych krajów, głównie Afryki, Azji Południowej czy Ameryki Południowej. Pozostała część naszego globu podzielona była na kraje komunistyczne (Drugi Świat) i zachodnie państwa kapitalistyczne (Pierwszy Świat). Dziś ten podział stracił już na aktualności. Blok komunistyczny upadł, powstały nowe państwa, nowe sojusze, a wiele krajów uważanych dawniej za zacofane gospodarczo, dynamicznie się rozwinęło. Sześciu członków grupy G20 to kraje, które kiedyś uznawane były za Trzeci Świat. Nadal jednak można zauważyć, że Globalne Południe znajduje się daleko poza kręgiem zainteresowania świata zachodniego. Oczywiście mam tu na myśli zainteresowanie społeczności międzynarodowej, w tym organizacji pozarządowych, instytucji, rządów, polityków, czy mediów. Widać to doskonale, kiedy spojrzymy przez pryzmat konfliktów zbrojnych i aktów przemocy. Zbrodnie popełniane przez ugrupowania terrorystyczne i fundamentalistyczne w krajach Afryki czy południowej Azji przechodzą praktycznie bez echa i nie spotykają się ze stanowczą międzynarodową reakcją. Sprawcy czują się bezkarni, lokalne rządy są albo zbyt słabe, aby z nimi walczyć, albo dają im ciche przyzwolenie na bandycką działalność. Można powiedzieć, że niewinni ludzie cierpią w osamotnieniu. Współczucie oraz wsparcie ofiarom okazują tylko nieliczni.
I znów podobnie, jak kiedyś w przypadku Iraku i Syrii pojawiają się głosy, że przecież tam tak po prostu jest, że taka Afryka to klanowe oraz plemienne społeczności, niedostosowane do realiów XXI wieku. Pewnie wielu z was będzie zaskoczonych, kiedy powiem, że Nigeria jest w pierwszej trzydziestce gospodarek świata, a trzy lata temu, jako pierwszy afrykański kraj wprowadziła walutę cyfrową, funkcjonującą jednocześnie z pieniądzem fizycznym? Głównym źródłem dochodu Nigerii jest ropa, ale wydobywa się tam też węgiel kamienny i cynę. Ciekawostką jest też to, że Nigeria ma błyskawicznie rozwijający się rynek filmowy, zwany Nollywood, który jest drugim największym producentem filmów na świecie. Wyprzedza go tylko Bollywood. Amerykańskie Hollywood, jeśli chodzi o liczbę kręconych filmów, jest daleko za nimi.
Nigeryjski koszmar
Jednocześnie w tym ponad 200-milionowy kraju 1/3 mieszkańców żyje za mniej niż dolara dziennie. Najniższa miesięczna pensja, za którą ludzie decydują się pracować i z której utrzymują rodzinę to…10 dolarów. Jak to możliwe, że tak wiele osób cierpi z powodu ubóstwa, skoro gospodarka wydaje się być dosyć mocna? Prawdopodobnie przyczyną jest niewłaściwe wykorzystywanie zasobów oraz fakt, że duża część przemysłu jest w obcych (zagranicznych) rękach. Nie bez znaczenia jest także wszechobecna korupcja. Do tego dochodzi zagrożenie terrorystyczne ze strony Boko Haram na północy Nigerii oraz ataki na osady rolników, za którymi stoją pasterze z koczowniczego plemienia Fulani.
Tak dzieje się choćby w prowincji Plateau leżącej w środkowej części kraju, która nazywana jest czasem spichlerzem Nigerii. Według różnych źródeł w całej Nigerii chrześcijanie stanowią około 46-51% społeczeństwa, 46-48% zaś to muzułmanie. W Plateau chrześcijanie prowadzą głównie osiadły tryb życia i w dużej mierze trudnią się rolnictwem. Fulani to w przeważającej większości muzułmanie zajmujący się pasterstwem. Konflikt rolnicy – pasterze trwa już od dekad, ale w ostatnich latach barbarzyńskie ataki Fulani jeszcze bardziej się nasiliły. Ich ofiarami padają całe wioski zamieszkiwane przez chrześcijan.
Brutalność i bezwzględność tych zbrodni mrozi krew w żyłach. Mężczyźni, kobiety i dzieci mordowane są w bestialski sposób. Napady z użyciem broni palnej i maczet, palenie żywcem bezbronnych rodzin, porwania, grabieże. W wielu miejscach to nie jest już tylko potencjalne zagrożenie, ale wręcz codzienność. Ludzie próbują się bronić, tworząc jednostki samoobrony, ale nawet one nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa we wszystkich miejscowościach, które mogą w każdej chwili stać się celem ataku. Napastnicy atakują w ciągu dnia lub w nocy. Pojawiają się znikąd, dokonują masakry i znikają. Tak było choćby w połowie kwietnia w miejscowości Mangu, gdzie nieznani sprawcy podjechali na motocyklach pod domy niczego niespodziewających się rodzin, otworzyli ogień, zabijając 12 osób, po czym uciekli. Nikt nie zdążył zareagować. Ta sama wioska była celem ataku także dwa miesiące wcześniej. Terroryści Fulani podpalili wtedy domy mieszkańców. W jednym z nich zginęła praktycznie cała rodzina. Przeżyła jedynie mała dziewczynka, którą matka w ostatniej chwili wypchnęła przez okno. Bandyci chcieli ją wrzucić z powrotem, aby spłonęła żywcem, ale na szczęście w porę nadjechał oddział policji.
Przykłady można by mnożyć, jednak epatowanie cierpieniem ludzi nic nie zmieni. Potrzebne są czyny w postaci pomocy tym, którzy ucierpieli. Tym bardziej że jest to możliwe.
Potrzebna jest eskalacja pomocy
Przy okazji opowiadania o naszych działaniach w Iraku spotykałem się sporadycznie z pytaniem, czy jest zasadnym pomagać, kiedy terroryści w każdej chwili mogą ponownie zniszczyć to, co odbudowaliśmy? Zawsze odpowiadałem, że jak najbardziej widzę w tym sens, ponieważ nasza bierność doprowadzi bandytów do jeszcze większej zuchwałości. Oni chcą, abyśmy uznali, że jesteśmy bezsilni. Zamiast tego możemy pokazać im bezcelowość ich działań. Spalili wioskę, w której domy miały drewniane dachy? Odbudujemy nowe, pokrywając je blachą. Wymordowali komuś stado owiec? Odkupmy mu ich więcej. Można to nazwać eskalacją pomocy. Owszem, nie wróci to życia córkom, matkom, ojcom, ani synom. Nie naprawi w pełni wyrządzonych krzywd. Może jednak podtrzymać w ludziach nadzieję, bo jej brak z wolna zabija.
Dziewczynka, którą mama wypchnęła przez okno podpalonego przez terrorystów domu, nazywa się Michelle. Już niebawem wraz z wujkiem, ciotką i kuzynkami zamieszka w nowym domu, który dla nich wynajęliśmy. Opłaciliśmy jej też czesne, aby mogła pójść do szkoły. Gyem, której mąż został zamordowany w innym ataku, a ona sama została z trójką małych dzieci, kupiliśmy m.in. kury oraz młynek do mielenia kukurydzy na mąkę. W Nigerii mielenie kukurydzy lub zbóż to powszechny rodzaj usługi. Posiadanie takiego rozdrabniacza zasilanego silnikiem spalinowym pozwala zarobić pieniądze na utrzymanie rodziny. O pokrywaniu dachów blachą też nie wspomniałem przez przypadek. Właśnie w ten sposób odbudowujemy jedną ze spalonych wsi. To tylko kilka przykładów pomocy, bo jest ich znacznie więcej.
Warto przy tej okazji powiedzieć również o kosztach. Choć waluta Nigerii jest w ostatnim czasie bardzo niestabilna i jej kurs często się zmienia, to nadal koszty pomocy w tym kraju są bardzo niskie z naszego punktu widzenia. Młynek do mielenia zbóż to wydatek około 600 zł. Zakup działki pod budowę domu to dwa i pół tysiąca. Niewielki dom można postawić już za około 2-3 tysiące. Aby odbudować dachy w ponad 100 domach, potrzebowaliśmy 20 tysięcy złotych. Oczywiście każdy przypadek jest inny i wymaga indywidualnego podejścia, bo w pomocy humanitarnej nie ma jednolitych szablonów. W dalszym ciągu są to jednak bardzo niewielkie sumy, za które możemy zmienić czyjeś życie na lepsze.
W Nigerii staramy się również wspierać, w miarę możliwości, jednostki samoobrony, które chronią ludność przed terrorystami. Jednej kupiliśmy samochód do zadań szybkiego reagowania. Bardzo szybko zdążył on sprawdzić się w akcji, biorąc udział m.in. w ewakuacji studentów po niedawnym ataku na uniwersytet w Bokkos. Zapewnienie ochrony cywilom jest koniecznością, aby myśleć o zapobieganiu kolejnym atakom. Jak ważny jest czas i szybka reakcja widać było na przykładzie Michelle, którą od okrutnej śmierci dzieliły dosłownie sekundy.
Czy Nigeria będzie kierunkiem, na którym skupimy się na dłużej? Zapewne tak, ponieważ skala potrzeb jest olbrzymia. Dość powiedzieć, że w miejscach, w których dotąd pomagaliśmy, nie było przed nami nikogo. Każdy omija ten region. Czasem co prawda pojawi się tu jakaś organizacja humanitarna, ale przeważnie dociera ona tylko do nieformalnych obozów. Żeby odnaleźć ofiary terrorystów, trzeba podjąć trochę więcej wysiłku i jeździć od wsi do wsi. Poszkodowani nie zgłaszają się sami po wsparcie. Nie mają do kogo. My postaramy się to zmienić.
Autor: Dawid Czyż