Pierwszy wyjazd do Iraku w 2021 roku
Dwanaście miesięcy trwała nasza najdłuższa przerwa pomiędzy kolejnymi wyjazdami do Iraku. Przez cały ten czas pracowaliśmy jednak bardzo aktywnie, a dzięki wolontariuszom na miejscu, udało nam się działać bez większych przeszkód.
Wyjazd planowaliśmy od września ubiegłego roku, ale ciągle nie było dobrych warunków do podróżowania. Potem nastała zima, a to również nie najlepszy czas na przyjazd do Iraku. Kolejne okienko pojawiło się w marcu. Tu już decyzja była szybka. Jedziemy. W małym, dwuosobowym zespole, czyli ja (Dawid) oraz Bartek Piaseczny, wolontariusz, z którym byłem w Iraku pod koniec 2019 roku. Bilety kupiliśmy na kilka dni przed wylotem, potem zrobiliśmy wymagane testy i ruszyliśmy w drogę. Jak zwykle jedynie z zarysem planu, bo to rzeczywistość weryfikuje wszelkie założenia. Głównymi punktami na mapie były miejscowości Teleskoff, Alkusz, Khanke oraz Lalish. W każdym z tych miejsc mieliśmy określone zadanie. W poniższym opisie podsumuję, co konkretnie chcieliśmy osiągnąć, jakie były cele oraz jakie wnioski nasuwają się po powrocie. Ten artykuł będzie jednym z wielu składników całej opowieści, bo wiele wątków poruszę w materiałach filmowych, które wkrótce przygotuję oraz w krótkich relacjach w naszych mediach społecznościowych. Zapraszam więc do odwiedzenia Teleskoff. Pierwszego przystanku na naszej trasie podróży.
Teleskoff i Alkusz
W Iraku wylądowaliśmy w środku nocy i od razu pojechaliśmy na północ, aby następnego dnia odwiedzić Teleskoff. Pojechaliśmy tam z Ramym, który towarzyszył nam przez większą część wyjazdu. To on jest naszą prawą ręką w Iraku i wykonuje większość projektów, dbając o ich, jak najlepsze rezultaty.
Teleskoff zostało zajęte przez ISIS w 2014 roku, ale szybko udało się je odbić. Przez kolejne 3 lata stanowiło kwaterę główną wojsk Peshmergi oraz jednostek chrześcijańskiej samoobrony (ja spędziłem kilka miesięcy w małej wiosce kilometr od Teleskoff, przy drodze na Mosul, w której swoją bazę miała jednostka Dwekh Nawsha, do której dołączyłem – przyp. Dawid Czyż). W październiku 2017 roku ruszyła stąd ofensywa na Mosul, która zakończyła panowanie Państwa Islamskiego w Iraku.
Siedem lat temu, przed nadejściem ISIS, miasto liczyło około 11-12 tysięcy mieszkańców. Dziś jest ich mniej niż połowa. Wiele rodzin wyjechało. Część nadal mieszka w innych miastach Iraku. Czy wrócą? Trudno powiedzieć. Choć na pierwszy rzut oka Teleskoff wygląda na bardzo spokojne i zadbane miasteczko, to ma jednak swoje problemy. Największym z nich jest bezrobocie. Nie ma tutaj żadnego dużego zakładu, który dałby pracę większej liczbie osób. Kto miał taką możliwość, otworzył własną działalność. My pomogliśmy w utworzeniu 11 miejsc pracy, z czego tylko 10 w ubiegłym roku. Dziewięć rodzin odwiedziliśmy podczas tego wyjazdu. Nagrania zobaczycie już wkrótce. Tutaj opowiem Wam pokrótce historię właściciela jednego z nich.
Od inżyniera nuklearnego do posługi w kościele
Hani był jednym z pięciu najlepszych studentów inżynierii petrochemicznej. Został dostrzeżony przez armię, która zaoferowała mu pracę przy irackim programie atomowym. Były to czasy rządów Saddama Husajna, a praca w sektorze obronnym otwierała przed młodym studentem wiele możliwości. Po przejściu na emeryturę postanowił zostać diakonem (miał już wtedy żonę i dwójkę dzieci). W 2014 roku cała rodzina uciekła z Teleskoff, w poszukiwaniu schronienia przed ISIS. Ich tułaczka trwała blisko 6 lat, a do rodzinnej miejscowości wrócili dopiero w ubiegłym roku. Hani odkrył w sobie talent do naprawy różnego rodzaju urządzeń elektrycznych. Wiele nauczył się… od własnego syna. Z naszą pomocą otworzył niewielki warsztat, gdzie naprawia pompy, sprzęt AGD i drobną elektronikę.
Po wyjeździe z Teleskoff skierowaliśmy się do Alkusz, leżącego kilkanaście kilometrów na północ. Tam pomogliśmy w rozbudowie warsztatu mechaniki samochodowej, ale o tym również zrobię osobny materiał.
Khanke i Lalish
Drugą część wyjazdu stanowiła wizyta w Khanke oraz jednodniowe wypady do innych miejscowości, w których pomagaliśmy w ubiegłych latach. Tu spotkaliśmy się z przyjaciółmi z SCO, którzy przyjęli nas pod swój dach. Karmili nas i opiekowali się, jak rodziną, podkreślając na każdym kroku, że ich dom jest naszym domem. Tak też się czuliśmy, bo przez te wszystkie lata, nie tylko pomagamy ludziom, ale zdobywamy również wielu przyjaciół. Dzięki zbudowanemu zaufaniu możemy działać skuteczniej. Żeby komuś pomagać, trzeba go choć trochę lubić. To taka nasza mała, niepisana zasada.
W Khanke oczywiście musieliśmy odwiedzić ośrodek OurBridge, gdzie rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Paruar, czyli twórca tej cudownej inicjatywy, opowiedział o chęci otwarcia w Sindżarze kolejnej placówki o podobnym profilu. Będzie to duże przedsięwzięcie, również finansowe, w którym w miarę możliwości chcielibyśmy wziąć udział. Widząc, jak działa to w Khanke, jestem pewien, że pomysł znakomicie się przyjmie.
Podczas jednej z przerw razem z Shamoo dołączyliśmy do grupy dzieciaków i zagraliśmy z nimi w piłkę. To co, że miałem na sobie buty za kostkę. Niektóre z dzieci grały na boso (bo tak im było wygodniej). Ważne, że wszyscy się dobrze bawiliśmy. Wynik też nie był istotny, choć przyznam uczciwie, że moja drużyna nieznacznie przegrała.
Wieczorami siadaliśmy w domu naszych gospodarzy i rozmawialiśmy na różne tematy. Przychodzili też znajomi oraz lokalni mędrcy, których prosiłem o kilka opowieści na temat historii i kultury Jezydów. Późniejsza wizyta w Lalish dopełniła moją wiedzę i pozwoliła mi odpowiedzieć na wiele pytań. Te przemyślenia będą podstawą książki, którą wraz z Andrzejem Ochałem, autorem „Orla Straż. Kiedy świat udaje, że nie widzi”, planujemy wydać w najbliższych miesiącach.
Podsumowanie
Po wyjeździe z Khanke zostało nam jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia. Były to m.in. obóz Kabarto oraz region Zawita, gdzie mieszkają rodziny przesiedleńców z Sindżaru, które wspieramy. Oczywiście wszystkim nie jesteśmy w stanie pomóc, bo skala potrzeb przerasta nasze możliwości. Musimy więc skupiać się na pojedynczych przypadkach, w których możemy zaradzić.
Jeden z nich zmusił nas do zawrócenia do Khanke. Dzień po wyjeździe dostałem zdjęcia z informacją, że w nocy spłonął namiot jednej z rodzin w Havalty Camp – małym, dzikim obozowisku na obrzeżach miasteczka. Pamiętacie może, jak kupowaliśmy im wykładziny oraz piecyki z zapasem nafty zeszłej zimy? W pożarze doszczętnie spłonął dach oraz całe wyposażenie. Lodówka, pralka oraz ubrania strawił ogień. Na szczęście nikt nie ucierpiał, choć było o włos od tragedii. W pomieszczeniu służącym za kuchnię, były dwie butle z gazem, które okopcone, przetrwały pożar. Powodem było prawdopodobnie zwarcie w przeciążonej instalacji elektrycznej. W samym tylko obozie w Khanke dochodzi do kilku pożarów rocznie. Jedyne co mogliśmy zrobić w tej sytuacji, było przekazanie naszym przyjaciołom z SCO niewielkiej sumy pieniędzy, aby kupili i dostarczyli najpotrzebniejsze rzeczy rodzinie, która straciła swój, i tak skromny dobytek.
Podsumowując, chciałbym powiedzieć kilka słów o zmianach, jakie zaszły w regionie naszych działań, w ciągu ostatniego roku. Na pewno zastanawia Was, jak wygląda sytuacja z pandemią? Otóż Irak zrezygnował z całkowitego lockdownu i przyjął swój własny model działania. Jedynie w marcu, kwietniu i maju ubiegłego roku zamknięte były sklepy oraz niektóre gałęzie gospodarki. Potem nastąpiło pełne otwarcie. Obecnie wszystkie sklepy, restauracje i instytucje są czynne. Ludzie rzadko noszą maseczki, które zakładają przeważnie w taksówkach (nie ma komunikacji miejskiej, więc taksówka, to podstawowy środek transportu publicznego) oraz w budynkach administracyjnych. Mycie rąk, szczególnie przed posiłkiem, było zawsze zwyczajem, więc w tym względzie nic się nie zmieniło. Rozmawiałem z kilkoma osobami, pracującymi w lokalnej służbie zdrowia, które pytałem o sytuację w szpitalach. Tu każdy odpowiadał zgodnie, że jest ona stabilna. Oczywiście ludzie chorują, jak wszędzie na świecie, ale traktują to, jak każdą inną chorobę zakaźną. Nie mnie oceniać słuszność tych postanowień. Jedno jest pewne. Nie ma śladu paniki. Jak już wcześniej wspominałem, dużym problemem jest bezrobocie i nadal niestabilna sytuacja na północy kraju, które są głównym tematem w mediach oraz życiu przeciętnych ludzi.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo i sytuację przesiedleńców, to tu jest wszystko bardziej skomplikowane. Według niepotwierdzonych doniesień blisko tysiąc bojówkarzy z ISIS przekroczyło niedawno granicę z Syrią i dostało się do Iraku. W regionie Sindżaru miało dojść do starcia z iracką policją. W centralnej części kraju, co potwierdzają władze, od wielu miesięcy prowadzona jest operacja przeciwko terrorystom, ukrywającym się w górach. To niestety nie pomaga ludziom w podejmowaniu decyzji o powrocie. My jednak nie możemy oglądać się na sytuację, tylko działać, bo efekty naszej pracy, są widoczne. Czekajcie na krótkie materiały filmowe, w których pokażę Wam, że warto pomagać.
Autor: Dawid Czyż