fbpx

Wojna hybrydowa a globalny terroryzm

12 lutego 2022 | Bliski Punkt Widzenia

Wojna nieliniowa oraz wojna hybrydowa to terminy, które całkiem niedawno zyskały popularność w przestrzeni medialnej. Nie są to jednak terminy nowe, bo choć trudno je jednoznacznie zdefiniować, to ich historia jest mniej więcej tak samo długa, jak historia wojen w ogóle.

Wielu znawców tematyki podaje, jako przykład wojny nieliniowej lub też hybrydowej aneksję Krymu przez Rosję w 2014 roku. Wtedy zaczęto szerzej stosować oba terminy, przy czym na początku mówiono o wojnie nieliniowej, a dopiero później rozpowszechniono nazwę konflikt hybrydowy. Do dziś w literaturze nie ma zbyt wiele naukowych publikacji na temat wojny hybrydowej, więc trudno jednoznacznie określić jej definicję. Najpopularniejsze opracowania nienaukowe mówią o wojnie z użyciem dezinformacji, nacisków gospodarczych i politycznych oraz atakach cybernetycznych, które mogą występować obok konwencjonalnej walki zbrojnej. Są też i tacy, którzy kwestionują oba pojęcia, nazywając je jedynie chwytem medialnym, który nieźle brzmi, ale brak mu doprecyzowania.

Faktem jest, że współczesne pole walki nie przypomina już tego, znanego nam z przeszłości. Nawet jeśli dochodzi o starć między dwoma państwami, to mają one charakter raczej regionalny, niż międzynarodowy. Wspomniana aneksja Krymu nie rozwinęła się w wojnę totalną, podobnie, jak Wojna w Arcachu (zwana też Konfliktem w Karabachu), który media potraktowały bardzo po macoszemu. W tym drugim przypadku obie strony stosowały drony bojowe, czyli nowoczesną technologię, która również wspomniana jest w opisach wojny hybrydowej. Ma ona być bowiem nastawiona na walkę z minimalnym użyciem wojska. W „Sztuce wojny” autorstwa Sun Zi (lub też Sun Tzu), która powstała w IV wieku p.n.e, możemy przeczytać, że „wygranie 100 bitew nie jest szczytem umiejętności, ale pokonanie wroga bez walki już tak”.

Prawdopodobnie właśnie takie punktowe uderzenia i lokalne konflikty z użyciem różnych metod działania, a nie wojna na dużą skalę, będą nam towarzyszyły w najbliższych latach. Dotyczy to również wciąż istniejącego zagrożenia, jakim jest globalny terroryzm.

ISIS a wojna hybrydowa

Autorzy książki „Informacyjny wymiar wojny hybrydowej” (Marek Wrzosek, Szymon Markiewicz, Zbigniew Modrzejewski, Warszawa 2018) wysnuwają wniosek, że „wojna hybrydowa łączy cztery odmiany zagrożenia: tradycyjne, nieregularne, terroryzm i technologię informacyjną”. Tradycyjne i nieregularne działania to przeważnie prowadzenie walki z użyciem wojska, w tym jednostek specjalnych, ale też stosowanie metod dywersyjnych, wprowadzających chaos i zamieszanie w szeregach wroga. Terroryzm to oczywiście wszelkie ataki, mające na celu wywołać strach i panikę wśród ludności cywilnej, ponieważ ich znaczenie strategiczne jest dosyć niewielkie. Ogromne są za to nakłady sił i środków, które trzeba ponosić, aby próbować zapobiegać zamachom. Wiążą się one często z rozgłosem medialnym, który stanowi ostatnie z podanych zagrożeń, czyli wykorzystanie technologii informacyjnej. Niemałą rolę odgrywają tutaj media, zarówno te ogólne, jak i społecznościowe.

Opierając się o przedstawioną powyżej charakterystykę wojny hybrydowej, można śmiało powiedzieć, że ISIS stosowało właśnie taką formę działań. W Iraku i Syrii terroryści łączyli elementy walki tradycyjnej, zajmując i okupując niemałą część powierzchni obu krajów, z terroryzmem. Dokonywali zamachów samobójczych, atakowali posterunki wojskowe, niszczyli miasta i wioski. Nie chodziło im o przejęcie kontroli nad danym obszarem, a przynajmniej nie tylko o to. Palenie mostów, nie za sobą a pod sobą, świadczy o taktyce, jaką świadomie obrali. Chcieli zniszczyć wszystko to, co związane było z ziemią, którą przejęli oraz ludźmi, do których ta ziemia wcześniej należała.

Słyszałem kilka opinii o tym, że ISIS to byli „terroryści w klapkach” i nigdy nie stanowili poważnej siły militarnej. Poniekąd się z tym zgadzam, ale jest też kilka kwestii, które trzeba wziąć pod uwagę. Po pierwsze przeciwnik, jakiego mieli na początku, czyli armia iracka, która w 2014 roku była słaba i miała bardzo niskie morale. Może była dobrze wyposażona, bo USA przekazało im mnóstwo broni oraz sprzętu, ale brakowało jej dobrego dowodzenia oraz chęci do walki. Po drugiej stronie był fanatyzm oraz całkiem spora wiedza na temat działań dywersyjnych i metod siania strachu. Mało kto słyszał o masakrze, której terroryści dokonali dwa dni po zdobyciu Mosulu (12 czerwcu 2014 roku), kiedy w kilka godzin zamordowali około 1700 kadetów w obozie wojskowym niedaleko Tikritu. Ta rzeź jeszcze bardziej zmniejszyła morale armii, a żołnierze nie chcieli dostać się do niewoli, w której ich los był przesądzony.

Po drugie, wcale nie byli tak słabo zorganizowani i wyszkoleni, jak się ich czasem przedstawia. W swoich szeregach mieli wielu weteranów, m.in. z Czeczenii oraz niemałą ilość dobrze opłacanych najemników. Do tego doliczyć trzeba specjalistów z różnych dziedzin, w tym od wizerunku medialnego, o czym napiszę za chwilę. Koniec końców mieli wiele z tych rzeczy, o których mogą jedynie pomarzyć armie wielu krajów świata (w szczytowym momencie ISIS kontrolowało prawie 90 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni, czyli tyle, co np. Węgry, mając przy tym 2 – 3 razy liczniejszą armię). Wystarczająco dużo, aby dokonać destabilizacji kraju, który dopiero tworzy na nowo swoje struktury. Skąd mieli na to wszystko pieniądze? Częściowo od bogatych sponsorów ze świata arabskiego, a częściowo z rabunków. W samym Mosulu obrabowali przynajmniej kilkanaście banków w tym (rzekomo) bank centralny Iraku, w którym miało się znajdować kilkaset milionów dolarów. Do tego dochodzi sprzęt przechwycony z magazynów armii irackiej oraz wsparcie lokalnej ludności, które na samym początku, w okupowanych miejscowościach muzułmańskich, było dosyć spore (przynajmniej do momentu, kiedy zaczęły się opresje i ujawniło się prawdziwe oblicze tworu zwanego Państwem Islamskim). To jednak temat na osobny artykuł.

Kadr z reportażu: „Enforcing Sharia in Raqqa: The Islamic State”, źródło: YouTube – VICE News

Własne media i prasa

Wspomniałem o specjalistach z dziedzin takich, jak tworzenie wizerunku. ISIS do perfekcji opanowało techniki manipulacji medialnej. Terroryści wydawali własną prasę, która gdzieś w Internecie jest dostępna do dziś. Tworzyli też filmy propagandowe, które wyróżniały się nie tylko brutalnością pokazywanych scen, ale też profesjonalnym montażem i muzyką. Takich materiałów nie tworzą amatorzy, tylko ludzie z doświadczeniem w branży. Zresztą machina strachu, jaką zbudowali, nie zawsze była nastawiona jedynie na zszokowanie publiki. W wielu ich filmach i artykułach można było zobaczyć lub przeczytać o tym, jak stworzyć szczęśliwą rodzinę czy uzyskać samospełnienie. Zasilali swoje szeregi, rekrutując młodych ludzi przy pomocy mediów społecznościowych, zachęcając ich do walki o lepszy świat, w którym każdy miał mieć równe szanse. Kalifat miał być utopijnym państwem, całkowicie odmiennym od „zgniłego Zachodu”. W praktyce na okupowanych terenach nie wolno było oglądać amerykańskich filmów, kobiety nie mogły same wychodzić z domu, a za potajemne obejrzenie meczu piłki nożnej groziła kara śmierci.

Dziś ISIS nie posiada już terytorium w Iraku i Syrii. Choć pod kontrolą mają jeszcze nieliczne wioski na zachodzie Iraku, to ich zbrodniczy pochód został zatrzymany. Ale czy zostali pokonani? W ich przekonaniu na pewno nie. Ograniczyli jedynie jeden ze sposób prowadzenia walki, czyli działania tradycyjne. Terror i wykorzystanie technik (dez)informacyjnych pozostały. Nie widzimy ich na co dzień, bo bardziej powszechne media społecznościowe wyłapują wszelką ich aktywność. Są jednak obecni w sieci, tyle że dużo ostrożniejsi i subtelniejsi. W Iraku zeszli do podziemia i obecnie stosują głównie walkę partyzancką. Porywają ludzi dla okupu, wysadzają linie energetyczne oraz dokonują rabunku mienia.

Terroryści z Boko Haram – Nigeria

Nie zapominajmy też, że otwarcie działają w Afryce, co prędzej, czy później zauważymy w Europie, choćby w postaci nasilonej imigracji z krajów regionu Sahelu. Terroryści z ugrupowań powiązanych z ISIS starają się przejąć kontrolę nad zasobami wody oraz produkcją żywności w krajach takich, jak Nigeria, Mali, Czad, Burkina Faso, Etiopia czy Somalia. Palą wioski, mordują mieszkańców, porywają kobiety oraz dziewczynki i stopniowo przejmują władzę. Skorumpowane i słabe rządy we wspomnianych krajach nie radzą sobie z brutalnym wrogiem, który powoli osiąga swoje cele. W 2020 roku, kiedy my zajęci byliśmy znalezieniem sposobów na walkę z pandemią, w Afryce płynęła rzeka krwi. Terroryści z ISIS oraz al – Ka’aidy dokonali ponad 5000 zamachów. Z roku na rok ich ilość rośnie. Tego jednak żadne media nie pokazują. A przecież tam codziennie giną ludzie.

Autor: Dawid Czyż

Pomóż ofiarom terroryzmu

Pin It on Pinterest

Udostępnij

Udostępnij

Podziel się tym ze znajomymi!